poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Krew i łzy...

Hej, hej wszystkim! Wybaczcie, że nie wstawiałam en-enów przez caaaaały miesiąc, ale byłam zajęta egzaminami i innymi pierdo... ważnymi rzeczami ;)
Notka chyba najdłuższa ze wszystkich. Nie przewijajcie na dół, zanim przeczytacie, bo ostatnie zdanie to meeega spoiler. W każdym razie, enjoy!
***
Zbliżało się południe, kiedy Nimfa zdejmowała młodego jelenia z rusztu. W garnku obok bulgotała zupa, a w powietrzu unosił się zapach, od którego ślinka napływała do ust.
- Trzymaj - przerwała chwilę ciszy niebieskooka Feniksica, podając Eragonowi którąś już z kolei potężną porcję mięsa. Chłopak skinął głową w podziękowaniu po czym spojrzał na Cilliannę. Właśnie skończyła jeść. Nagą kość pozostałą po jej uczcie cisnęła w krzaki, po czym otarła usta wierzchem dłoni.
- Idę po jakieś drewno - powiedziała, wstając. Smoczy Jeździec zerknął na kupkę chrustu leżącą przy ognisku. Już miał zatrzymać dziewczynę, kiedy poczuł na ramieniu dłoń Nimfy.
- Zostaw ją - westchnęła. - Ona musi trochę od nas odpocząć... Wiesz, dawniej większość czasu spędzała sama. Rzadko się widywałyśmy... - mruknęła, opierając się o drzewo.
- To znaczy, że obecna sytuacja jest dla niej... nowa? - spytał chłopak, patrząc za odchodzącą Cillianną.
- Taa. - odparła Nimfa, biorąc do ust kolejny kawałek mięsa. - Gdyby nie tamta sytuacja z Różanymi, znając życie pewnie sama polazłaby do Faethynu. Ona naprawdę często znikała z jaskini... - mruknęła czarnowłosa, spoglądając na Eragona. - Czasem na dzień, dwa... czasem na tydzień... Chciała sama uporać się ze swoimi problemami.
- Nie chciała was nimi obarczać - dodał chłopak ze zrozumieniem.
- Właśnie. - przytaknęła Nimfa. - I za każdym razem ma taką samą wymówkę. "Idę po jakieś drewno". Wyobrażasz sobie minę Leo, kiedy po raz pierwszy to powiedziała i wróciła po tygodniu? - zapytała z uśmiechem.
- Pewnie strasznie na nią nakrzyczał - zaśmiał się Eragon.
- Właśnie nie do końca - powiedziała poważnie Nim. - Leonardo... on zachowywał się tak, jakby rozumiał... jakby rozumiał, co dzieje się wewnątrz duszy Cillianny... - rzekła, patrząc na garnek z zupą. - Kurde! - wykrzyknęła nagle, po czym błyskawicznie zdjęła metalowe naczynie z ognia. - Mało brakowało i nie byłoby zupy! - mruknęła dziewczyna, a nikły uśmiech pojawił się na jej twarzy.
W milczeniu rozdzieliła obiad na dwie porcje, a potem zaczęli jeść.
- Cillianna... ona zawsze była jedną wielką tajemnicą - podjęła rozmowę Nimfa. - Pamiętam, że od naszego pierwszego spotkania minęły dwa miesiące zanim zaczęła mi ufać - rzekła Feniksica.
- To znaczy... że ona... nie mieszkałyście w jednej wiosce od dzieciństwa, czy coś w tym stylu? - zapytał zdezorientowany Eragon. Nimfa pokręciła głową.
- Kiedyś Feniksy miały wioski na terenie całego Nightwood... Z tego co wiem, Cece podobno pochodzi z lasów nad Seppadą. No wiesz, tych leżących bliżej Północnego Oceanu - Nim przerwała na chwilę. - Leo znalazł ją w lesie, w pobliżu wodospadu... Była w koszmarnym stanie... Nawet nie potrafię sobie wyobrazić, przez co mogła przejść...
- Więc pewnie uciekła z seppadyjskich borów po zniszczeniu jej wioski przez Różanych... - stwierdził chłopak, odstawiając pustą drewnianą miseczkę na bok.
- Co? - zapytała oszołomiona dziewczyna. - Skąd o tym wiesz? Cillianna ci o tym powiedziała?! - wykrzyknęła zszokowana.
- No... tak. - burknął Smoczy Jeździec, zdziwiony zachowaniem Feniksicy. - A co w tym takiego dziwnego?
- Naprawdę tego nie rozumiesz? - spytała Nimfa po chwili ciszy. - Ona nigdy nikomu nie mówi takich rzeczy... Nawet mi nigdy tego nie powiedziała, chociaż traktuje mnie jak przyjaciółkę...
- Przepraszam, Nimfo... nie wiedziałem...nie chciałem cię urazić... - zaczął Eragon, lecz przerwała mu.
- To nic. Już dawno się z tym pogodziłam... A tak właściwie, to kiedy Cece ci o tym...
- Wczoraj. - odparł chłopak. - Przed twoim przybyciem.
- I co? Tak po prostu siedzieliście i ona, ni stąd ni zowąd, wypaliła: "Ej, a wiesz, że Bractwo Nocy zniszczyło mi wiochę, robiąc przy tym rzeź na całą okolicę?"
Eragon krótko streścił Feniksicy wczorajszy wieczór.
- No...  i kiedy Cillianna skończyła to mówić, to ja... - zniżył głos do szeptu - ...ją przytuliłem.
- Niemożliwe - powiedziała Nimfa. - To by było jak śnieg na pustyni!
Dosłownie sekundę później przed Nimfą i Eragonem pojawiła się Cillianna. W ręku trzymała obnażony miecz, wyglądem przypominający ptasie skrzydło.
- Przepraszam! Ja naprawdę nic takiego...! - zaczął się tłumaczyć chłopak, trochę przestraszony nagłym przybyciem wkurzonej brunetki.
- Nie czas na to, głupcze! Pogadamy o tym później! Czemu wy nadal tu siedzicie?! - wykrzyknęła, patrząc na osłupiałych przyjaciół. - Nie czujecie tej aury?! Różani tu idą!
- Cholera! Zbieramy się! - wrzasnęła Nimfa, zrywając się z miejsca.
- Chyba po moim trupie - usłyszeli nagle za sobą. Eragon odwrócił się i ujrzawszy barczystego mężczyznę w czarnym płaszczu, dobył Brisingra.
- Eragonie, odsuń się - powiedziała Cillianna, wychodząc przed nich. - Zabierzcie konie i uciekajcie - rzekła spokojnym, zdecydowanym tonem, który przeraził Smoczego Jeźdźca. Mówiła tak, jakby była gotowa za nich zginąć...
- Cillianno! Z całym szacunkiem, ale chyba cię pogrzało! - warknęła Nimfa, po czym wyciągnęła sztylet. - Na pewno nie zostawię cię tu samej!
Zza drzew wyłoniło się jeszcze kilkanaście osób w kapturach.
- Chyba nie sądzisz, że dasz sobie radę sama? - zapytał mężczyzna, po czym się zaśmiał. - Już to widzę! Mała kobietka przeciwko dwudziestoosobowej armii! Śmiechu warte!
Żołnierze Bractwa Nocy dobyli broni.
- Cholera, otoczyli nas - szepnęła Nimfa, szykując się do ataku.
- Nim... wybacz mi, ale nie widzę innego wyjścia... Muszę TO zrobić - powiedziała poważnie brunetka, po czym zerwała się do biegu.
- Co ona robi?! Ucieka?! - wykrzyknął Eragon.
- Zamknij się i skup się! Pamiętasz, co ci mówiła Cece rano? Przepuszczaj energię przez znamię. Nie mamy innej opcji - warknęła Feniksica. - I co by się nie działo, atakuj.
Po tych słowach dziewczyna uderzyła pięścią w otwartą dłoń.
- Przygotujcie się na ostrą jazdę! - krzyknęła Nimfa, a potem oślepiająco jasne światło objęło całe jej ciało. Kiedy blask ustąpił, Smoczy Jeździec zobaczył czarną panterę.
- Na co się gapisz?! Atakuj! - warknęło zwierzę głosem Nimfy. Chłopak natychmiast rzucił się w wit walki. To, co się tu działo, przechodziło jego pojecie.
- Brisingr! - zakrzyknął i dodatkowo przepuścił moc przez bliznę na nadgarstku. Z jego miecza wystrzelił potężny błękitny płomień, który na miejscu zamienił trzech mężczyzn atakujących go w popiół.
"To nie mo-że dziać się na-pra-wdę! To tyl-ko sen!" - powtarzał sobie w myślach chłopak, siekajac przeciwników jak leci, przy każdej sylabie. To przekonanie jednak prysnęło, kiedy poczuł niesamowity ból w prawej części brzucha. Brisingr upadł z cichym brzdękiem. Jakiś facet właśnie przeszył Eragona mieczem na wylot. Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie.
Wtem obok Jeźdźca śmignął biały kształt. Mężczyzna, który przed chwilą wbił mu klingę w trzewia, teraz wrzeszczał przeraźliwie. Krzyk jednak ustał po chwili - śnieżnobiałe zwierzę, w którym Eragon rozpoznał wilka, rozszarpało gardło jego oprawcy.
Chłopak z jękiem wyszarpnął miecz wroga ze swojego ciała i upadł na kolana. Nie wiedział, ilu Różanych jeszcze zostało. Nie wiedział, co się stało z Nimfą-panterą, gdzie podziewa się Cillianna i czy w ogóle obie żyją... Kręciło mu się w głowie, a w ustach czuł gorycz. One nie mogły teraz zginąć...
Bromsson puścił miecz, którym się podpierał i bezwładnie upadł na ziemię pokrytą opadłymi liśćmi. Bezskutecznie próbował zatamować krew płynącą z rany w brzuchu. Z oddali usłyszał ryk pantery. Chyba właśnie kogoś zabiła. Więc jednak żyła - chłopak uśmiechnął się delikatnie na tę myśl. Nie zdążył zastanowić się, co z Cillianną. Kolejne silne uderzenie bólu odebrało mu przytomność.
***
- Eragonie! Eragonie, do jasnej cholery, obudź się! Eragonie! Zbudź się! Eragonie...
Smoczy Jeździec nie słyszał wyraźnie tych słów. Czuł się, jakby ktoś krzyczał do niego z bardzo daleka...
W tym stanie czuł się cudownie. Zewsząd oblewało go ciepło, nic go nie bolało...
Mimo tego musiał wrócić do rzeczywistości.
- Już... do was... idę... - wyszeptał tak cicho, że ledwie się usłyszał, po czym otworzył oczy.
***
- Eragonie! - wykrzyknęła Cillianna, kiedy zobaczyła, że ten się ocknął. - Jak śmiałeś zrobić mi coś takiego...?! Myślałam, że nie żyjesz...! - chciała krzyknąć, lecz moc tych słów gdzieś uleciała. - Eragonie... - powiedziała łamiącym się głosem - ...nie rób tak więcej...
Dziewczyna zaczęła płakać. Smoczy Jeździec pierwszy raz widział ją w takim stanie.
Chłopak ostrożnie podniósł się do pozycji siedzącej i objął przyjaciółkę.
- No śnieg na pustyni... - westchnęła Nimfa, stojąca nieopodal. Na jej policzku nadal widniała plama krwi, ale poza tym nie wyglądała na poważnie zranioną.
- Już dobrze - szepnął chłopak, czując jak łzy Feniksicy kapią na jego nagi tors. Spojrzał na miejsce, w którym jakiś czas temu znajdowała się ziejąca rana. Teraz został po niej jedynie niewielki ślad. - Jakim cudem... udało się wam to uleczyć? - zapytał, kiedy dziewczyna odsunęła się od niego.
- Jest na to jeden sposób - powiedziała Nimfa, podchodząc bliżej. - Łzy Feniksa - szepnęła. - Całe szczęscie, że Cece zawsze ma przy sobie zapas w krysztale na szyi - rzekła i uśmiechnęła się. - A tak swoją drogą, to jak leżałeś nieprzytomny, sporo zdążyła wyprodukować...
- Ej! - krzyknęła Cece, ocierając oczy. - Ty nie byłaś gorsza!
- Chwila, chwila - przerwał im Eragon. - Wasze łzy LECZĄ?! To jest jakieś nienormalne! - wrzasnął.
- A ten znowu swoje... - burknęła Cillianna.
- I nie drzyj się tak, bo ci się znowu rana otworzy. - dodała Nimfa.
Wszyscy umilkli na chwilę.
- Nimfo... - zaczął nagle Eragon. - Nimfo... ty byłaś panterą.
- Zgadza się - skinęła głową Feniksica. - W końcu zaczynasz odkrywać, na czym naprawdę polega bycie Feniksem.
Wzrok chłopaka powędrował na Cilliannę. Nieme pytanie zawisło w powietrzu.
- Wybacz, że nie zdążyłam wcześniej rozszarpać mu gardła - szepnęła, uśmiechając się smutno.
A więc miał rację. Cillianna była wilczycą.