piątek, 28 czerwca 2013

Lot

- Musimy się zatrzymać – stwierdził w końcu Murtagh. Lecieli całą noc bez ustanku i teraz, za dnia zaczynało już brakować im sił. – Kiedy zapolujesz, zjesz coś, to od razu nabierzesz energii.
Nie potrzebuję przerwy” – odparł smok, jakby z wyrzutem. – „Jestem wytrzymały i dam radę dolecieć aż do samego Veightvillage.”
Szybowali przez chwilę w zupełniej ciszy. Mącił ją jedynie wiatr hulający na pustkowiu. Tuż pod nimi pasło się stadko saren. Cierń pociągnął nosem. Woń zwierząt obudziła w nim jeszcze większy głód. Zwrócił łeb ku swojemu Jeźdźcowi.
- Ląduj, ląduj – powiedział Murtagh, śmiejąc się. „Cały Cierń” – pomyślał i chwycił mocno kolec przed sobą, podczas gdy smok szykował się do spotkania z ziemią. Bestia zostawiła bruneta i siodło, po czym odleciała w stronę polanki, na której widzieli sarny. Murtagh usiadł na ziemi, koło samotnego drzewa, po czym wyciągnął z juków czerstwy chleb i kawałek suszonego mięsa. Musiało mu to na razie wystarczyć. Zapasy kurczyły się w zaskakująco szybkim tempie. Chłopak nie chciał jednak przyjąć mięsa od swojego smoka. Nie mógł znieść myśli, że to, co je, przed chwilą wesoło hasało po polance i miało rodzinę. Przełamując się, aby powoli przeżuć posiłek, rozłożył przed sobą mapę, którą dostał od Eragona kilka dni temu. Byli już całkiem blisko. Być może wystarczy parę godzin lotu, góra dzień.
Jego obliczenia przerwały kroki Ciernia. Zmierzał właśnie w kierunku drzewa, pod którym siedział Murt. Smok zlizał resztki krwi saren ze swojej paszczy kolczastym językiem. Jeździec pociągnął łuk wody, a potem otarł twarz rękawem.
- Możemy zaraz ruszać – powiedział. Smok mruknął na znak zrozumienia.

Nie mogę się doczekać, aż dolecimy na miejsce” – przesłał. Murtagh uśmiechnął się. Założył siodło na grzbiet Ciernia, wsiadł na niego, po czym odlecieli w stronę Veightvillage.
***
Specjalnie dla was, na rozpoczęcie wakacji :) jako taki mały bonus, bo notka dosyć krótka. Jak tam po zakończeniu? Ja wywalczyłam średnią 5,2 ^.^ aż sama nie wierzę ;D

wtorek, 25 czerwca 2013

Wszystko ma swój początek...

Eragon mocniej chwycił się kolca na grzbiecie Saphiry. Wiatr przynoszący przyjemną bryzę od oceanu, rozwiał mu włosy. Znów mogli szybować wśród chmur – to cieszyło chłopaka najbardziej. Smoczy Jeźdźca uwielbiał, gdy chłodne powietrze delikatnie omiatało jego twarz – czuł się wtedy cudownie wolny i niczym niezobowiązany. Saphira najwyraźniej podzielała jego poglądy. Cieszyła się każdym machnięciem swoich potężnych, błoniastych skrzydeł, które unosiły ich wciąż dalej i dalej. Czerpała z tego taką radość, niczym małe dziecko, które dostało nową zabawkę.
Lądujemy?”- zapytała swojego towarzysza, kierując się w stronę Smoczej Wieży. Eragon od razu przesłał jej pozytywną odpowiedź. Nie marzył o niczym innym, niż odpoczynek w cieniu – dzień ten był wyjątkowo gorący. Małymi kroczkami wiosna przeistaczała się w lato – wyraźnie to czuł.
Mijały już prawie 2 lata odkąd tu przybyli. Smoczy Jeźdźca rozkoszował się widokiem Veightvillage – jednej z największych wiosek, która teraz znajdowała się tuż pod nimi. Tak, z całą pewnością Nightwood było przepiękne. Saphira jeszcze przez chwilę kołowała nad strzelistą wieżą, aż w końcu wleciała do jednej z najwyższych przegród. W środku panowała przyjemna temperatura – wprost idealna do odpoczynku. Chłopak zręcznym ruchem odpiął rzemienie trzymające go w siodle, po czym usiadł na chłodnej posadzce zrytej smoczymi pazurami, tuż obok swej szafirowej bestii. Pociągnął łyk wody z bukłaka i spojrzał w dal. Na niebie unosiły się czarne w świetle słońca sylwetki smoków.
- Mija kolejny rok, a ja wciąż w to nie mogę uwierzyć -  wyszeptał Eragon, ale przez akustykę w środku Smoczej Wieży zabrzmiało tak, jakby powiedział to normalnie. Saphira spojrzała na niego swym szafirowym okiem.
A jednak to prawda. W Nightwood są smoki. I to całe setki
Chłopak zadrżał. Nie wiedział dokładnie, czy od chłodu panującego w przegrodzie, czy może od słów wypowiedzianych przez smoczycę. Delikatnie przejechał ręką po łbie stworzenia, opartym o przednie łapy zakończone ostrymi szponami.
- Teraz wszystko się zmieni, Saphiro – powiedział zwracając wzrok na domy w środkowej części miasteczka. – Teraz wszystko się zmieni…
***
- Nie wiem, czy dobrze robimy – powiedział jakby do siebie Murtagh. Od kilkunastu dni przemierzał drogę do Nightwood na grzbiecie Ciernia.
Oczywiście, że dobrze” – usłyszał w swoim umyśle głos czerwonego smoka. Bestia utwierdzała go w tym, od kiedy skontaktowali się z Eragonem.
„Może to i nie głupi pomysł?” – pomyślał chłopak. – „Mógłbym pomóc w nauczaniu nowych Jeźdźców.” Ale zaraz po tym do jego głowy wpadła myśl – „A co, jeśli wszyscy mnie znienawidzą?” Dręczyło go to od wtedy, gdy jego brat zaproponował im przyjazd do państwa sąsiadującego z Alagaesią, w którym przebywał wraz ze swą szafirową towarzyszką. Murtagh nadal pamiętał uśmiechniętą twarz Jeźdźcy Saphiry, która w najmniej spodziewanym momencie ukazała się w miednicy z gorącą wodą.
Cierń odwrócił się ku swemu przyjacielowi i wydał z siebie smoczy odpowiednik mruczenia. Brunet uśmiechnął się do niego.
Teraz wszystko się zmieni, Murtaghu. Teraz wszystko się zmieni.” – przesłał mu smok, po czym zanurkował w szarą chmurę.

- I właśnie nie wiem, czy sobie z tym poradzę – wyszeptał chłopak i mocniej zacisnął pięści na rzemieniach siodła.

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Witaj świecie!

Witajcie wszyscy :)
Jestem Cillianna i właśnie rozpoczynam tu swoją historię. Zaczynam tam, gdzie skończył Paolini - jego opowieść wydaje mi się niepełna, dlatego postanowiłam dopisać własne zakończenie. Z racji tego, że dopiero zaczynam swoją "blogową przygodę" ;P proszę was o komentowanie. Wymyśliłam chyba z miliard wersji tej historii, każdą trochę inną, ale sądzę, że wybrałam tą jedyną - i najlepszą. Częstość dodawania notek zależy od weny, wiadomo, ale mam nadzieję, że wkleję min. 1 w tygodniu ;)
Wypatrujcie smoków na niebie ;D
Cillianna