niedziela, 29 czerwca 2014

Powrót

Dla Caroline i Cross :)
***
Dziewczyna dopadła do wyjścia. Z hukiem otworzyła wielkie wrota kamiennej twierdzy. Wokół rosły potężne drzewa, szumiące brązowiejącymi liśćmi przy każdym podmuchu wiatru, który sprawił, że Feniksica zmarzła. Lejący deszcz wcale nie poprawiał jej sytuacji. Ledwie trzymała się na nogach, a od Veightvillage leżącego na południe od Leśnej Jednostki Specjalnej, dzieliło ją kilkanaście godzin pieszej wędrówki. Najprościej byłoby teraz umrzeć i się odrodzić, lecz Cillianna nie miała wystarczająco siły, by chociażby wezwać swój miecz, Skrzydło Wichru, za pomocą bezsłownej magii.
Oddychając ciężko, dziewczyna ruszyła przed siebie, coraz bardziej zagłębiając się w las.
"Gdybyś... pozwoliła mi... choć na chwilę..." - usłyszała nagle w swoim umyśle. - "Mogłabym sprawić, że w ciągu godziny zjawisz się wśród swoich..."
Dziewczyna zignorowała Głos, odrzucając go w głąb świadomości.
- Podążając... drogą do nicości - zaczęła inkantację przyzywającą miecz. - Nie pozwól... by łza splamiła... twe oblicze...
Jednak w tym momencie przypływ bólu powalił ją na kolana. Phantarma znowu chciała się wydostać.
- Wiej wietrze... rozwiej moje wątpliwości - szepnęła Cillianna, trzęsąc się jak liść targany podmuchem wichru. - Doprowadź do celu...
"PRZESTAŃ!" - wrzasnął Głos, powodując kolejną falę bólu. - "Dobrze wiesz, że szanse są połowiczne! Albo odrodzisz się w pełni sił, albo zginiesz na wieki i nawet Kryształowa Róża Łez cię nie ocali! Ty cholerna idiotko, nie pozwolę ci się zabić!"
- Ulotne... słowa... zamień w pył... - wycharczała, po czym splunęła krwią. - Rozprosz świat wokół mnie...
Cillianna podniosła się i wyciągnęła rękę przed siebie. W jej dłoni zaczęła pojawiać się rękojeść miecza, złożona z cząstek jej duszy. Feniksica uśmiechnęła się cierpko. Wygrała walkę wewnątrz siebie. Drżącą ręką przyłożyła ostrze Skrzydła Wichru do szyi.
"Chyba śnisz" - syknęła Phantarma, zadając ostateczny cios. Dziewczyna bezwładnie upadła na ziemię pokrytą opadłymi liśćmi.
Kilka minut później w okolicy rozległ się stukot końskich kopyt. Dwoje jeźdźców pędziło na północ, na swych czarnych jak noc rumakach.
- O mój Feniksie! - krzyknęła nagle czarnowłosa kobieta, zatrzymując konia. - Cillianna! Cillianna!
Nimfa zeskoczyła z Vervesa i w piorunująco szybkim tempie podbiegła do przyjaciółki. Eragon natychmiast do niej dołączył.
- Co się stało?! - wrzasnęła błękitnooka, patrząc na skrwawioną dziewczynę. Cece z trudem otworzyła oczy.
- U...cie...kajcie... - szepnęła prawie niesłyszalnie. - Różani... są... blisko... Zostawicie mnie... tu...
- Nie ma mowy - uciął Eragon stanowczo. - Jedziesz z nami.
Nimfa popatrzyła na Smoczego Jeźdźca.
- Pojadę z nią na Vervesie - rzekła, próbując podnieść przyjaciółkę. Cillianna krzyknęła z bólu. Półelf schwycił Nim za ramię, powstrzymując ją.
- Naprawdę tak bardzo chcesz nam narobić więcej kłopotów?! - krzyknął. Spojrzała na niego zszokowana. - Wiem o twojej ranie. Jest dużo poważniejsza, niż moja i w każdej chwili może się otworzyć. Nie będziesz mogła nawet podnieść Cillianny, nie ryzykując przy tym zdrowia. Poza tym ona ma najwidoczniej połamane kości - powiedział poważnie, wskazując na nieprzytomną Feniksicę. Nimfa przygryzła wargę.
- Eragonie. Wiesz, że krew Feniksów... - zaczęła, ale przerwał jej.
- Jest trująca dla wszystkich, poza nimi? Oczywiście. Znam legendy. I powiem ci więcej. NIE OBCHODZI MNIE TO. Przybyliśmy tu, by ją uratować. Więc właśnie to zrobimy - zakończył mężczyzna, biorąc ostrożnie Cilliannę na ręce. Nie zważał na koszmarny ból, kiedy krew lejąca się po plecach dziewczyny kapała na jego dłonie i przedramiona, niemal wypalając skórę.
Ruszyli szybko w drogę powrotną, zostawiając daleko w tyle szare baszty Leśnej Jednostki.
***
- Nie jest dobrze - mruknął Fergus, spoglądając na ściany umazane krwią - ślady działalności Cillianny. - Byłem pewny, że nie uda jej się uwolnić Phantarmy...
- A co, jeśli ona jej nie oswobodziła? - rzekła nagle Madelaine, chłodnym głosem, starając się ominąć kolejną kończynę oddzieloną od ciała, leżącą na podłodze.
- A więc kto? Albo co? Co o tym myślisz, Maddie? - spytał, zatrzymując się przed otwartą celą. Białe ściany nadal nosiły pozostałości krwi Feniksicy.
"Przynajmniej alchemicy nie będą się nudzili" - pomyślał Black, spoglądając, jak młody chłopak ostrożnie pobiera brązowiejącą substancję do probówki.
- Co jeśli... - zaczęła Madelaine, przeczesując krótkie włosy dłonią. - ...jeśli ona straciła kontrolę nad Phantarmą?
Fergus zachłysnął się powietrzem. To nigdy nie przyszłoby mu do głowy. Wprawdzie mężczyzna wiedział, że demon, zamknięty w duszy jego przyrodniej siostry, jest o wiele silniejszy, niż te, uwięzione w umysłach innych obiektów badawczych projektu "Phantarma" stworzonego przez Valentina, ale był przekonany, że Cilliannie udało się go okiełznać.
- Cholerna Kethai... ciągle psuje mi plany - westchnął Fergus. Nie mógł wybaczyć dziewczynie, że po drodze zdążyła zabić kilkanaście jego ulubionych nałożnic. I na dodatek uczyniła to z dziką radością.
- Co teraz, kapitanie? - jęknęła blondynka. - Ta Feniksica zdziesiątkowała nasze oddziały. Nie mamy wystarczających sił, by przypuścić atak na kryjówkę Feniksów, kiedy ta "chodząca destrukcja" kręci się w pobliżu. Została ich jedynie szóstka, a nie możemy ich zetrzeć na proch, jak to uczyniliśmy z tysiącami...
- Siódemka. - poprawił ją Black. - Nie zapominaj o tamtym Smoczym Jeźdźcu. Widziałaś, jak Kettie momentalnie się ożywiła, kiedy tylko o nim wspomniałem?
- Nie zauważyłam - skwitowała kobieta, wspominając dziewczynę, prychającą, że nic o tym nie wie. - Chociaż... Może po prostu niezła z niej aktoreczka...
Ich rozmowę przerwało nagłe pojawienie się posłańca.
- Mam wiadomość do kapitana IV dywizji - rzekł głośno mężczyzna, uderzając pięścią w klatkę piersiową. Fergus obrzucił młodziana groźnym spojrzeniem.
- Od kogo? - burknął niemiło, ponownie wpatrując się w białą celę.
- Przesyła ją kapitan głównodowodzący, założyciel Bractwa Nocy, Lord Valentine - wyrzucił z siebie posłaniec jednym tchem. Black niechętnie wziął do ręki kopertę, po czym odprawił chłopaka. Zręcznym ruchem otworzył ją i wyciągnął kartkę znajdującą się wewnątrz. Jego wzrok szybko przebiegł po czarnym piśmie.
Złożył papier na pół.
- Czy można wiedzieć, co... - zaczęła Madelaine, lecz kapitan przerwał jej.
- Zmiana taktyki, wicekapitanie - mruknął, chowając list do tylnej kieszeni spodni. - Od teraz nie skupiamy się na grupie. Teraz koncentrujemy się na jednostce. Eliminujemy jedno po drugim.
Blondynka uśmiechnęła się.
- Rozkaz! - krzyknęła, salutując.
- A... Mam tylko jedną prośbę - powiedział mężczyzna, zbliżając się do Madelaine. - Kethai zostawcie na koniec. Sam chętnie ją zabiję, kiedy tylko pozbędziemy się Phantarmy z jej wnętrza. To będzie taka... wisienka na torcie.
Maddie skinęła głową, ciesząc się z czekającego na nią polowania.
- Madelaine? - usłyszeli nagle dźwięczny głos, odbijający się echem na korytarzu. - Madelaine! - chwilę później pojawiła się przed nimi jego właścicielka - czarnowłosa elfka o pięknych zielonych oczach. - O matko, wszędzie cię szukałam! Można się zgubić w tej twierdzy...
Nagle umilkła, zauważywszy krew i zmasakrowane ciała poniewierające się dookoła białej celi.
- Trochę szacunku dla wyższych rangą, poruczniku - skarciła ją blondynka. - Wiem, że jesteś tu dopiero pierwszy dzień, ale...
- O matko! - krzyknęła elfka, nie zważając na słowa wicekapitan. - Co tu się dzieje?! Dlaczego tu jest tyle krwi?! Co się dzieje?! - wrzasnęła przerażona.
- To nic - rzekł Fergus, kładąc jej rękę na ramieniu. - Zaraz się to posprząta.
Czarnowłosa spojrzała w oczy Blacka, uspokajając się trochę.
- Och, panna wybaczy. Jestem Fergus Black, kapitan IV oddziału - powiedział, całując ją w dłoń.
- Sonea. Była Smocza Jeźdźczyni, mająca do wyrównania rachunki z Feniksami - rzekła poważnie elfka.
- Może żeby zmienić ten nieprzyjemny początek, dasz się zaprosić na kolację na kapitańskim piętrze? Zgoda, Soneo? - mężczyzna delikatnie musnął policzek elfki.
- D-dobrze - zająknęła się dziewczyna. Spojrzała na Madelaine, a potem na Fergusa i odeszła, salutując.
- Niezła ta twoja podwładna - mruknął mężczyzna, spoglądając na Maddie. Kobieta skrzywiła się i pokręciła głową.
- No co? - spytał Black, wzruszając ramionami. - Elfki jeszcze nie miałem - uśmiechnął się znacząco.
***
Byli już blisko jaskini Feniksów. Całkiem niedawno przestało padać, a zachodzące słońce otulało ich delikatnie swymi pomarańczowozłotymi promieniami. Cillianna była nieprzytomna - Eragon nie był wcale tym faktem zdziwiony - dziewczyna najwyraźniej przeszła przez piekło. Co jakiś czas szeptała jednak jakieś słowa - niektóre kompletnie pozbawione sensu.
- Nie... nie chcę... nie chcę krzywdzić... - mruknęła sennie, obejmując rękoma brzuch Smoczego Jeźdźca.
- Znowu zaczyna - burknęła Nimfa, spoglądając na przyjaciółkę. Cieszyła się jednak, że Cillianna przeżyła. Przed wyruszeniem w drogę powrotną nałożyła na nią zaklęcie znieczulające, by choć trochę zmniejszyć jej ból.
Eragon spojrzał na brunetkę. Teraz wydawała się być tak niewinna i bezbronna, że chłopakowi nawet na myśl by nie przyszło, że Cillianna potrafi być żywą "maszyną zagłady". Delikatnie odgarnął kosmyk włosów z jej czoła. Nimfa spojrzała na nich, uśmiechając się smutno.
- Eragonie... - zaczęła. - Proszę cię, bądź ostrożny - rzekła, wlepiając wzrok w ziemię pod kopytami Vervesa. - Wiem, jak bolesna potrafi być miłość.
Mężczyzna rzucił Feniksicy zdziwione spojrzenie.
- Co? Ty myślisz, że ja i ona...?! Przecież już rozmawialiśmy na tez temat! - uciął, mimowolnie mocniej przyciskając nieprzytomną dziewczynę do siebie.
Na twarzy Nimfy pojawił się półuśmiech.
- Mów, co chcesz. Ale ja wiem, co widzę - mruknęła, zmuszając konia do przyśpieszenia.
Bromsson już miał odburknąć coś czarnowłosej dziewczynie, ale ta zwiększyła dystans między nimi do kilkunastu metrów.
- Leo...? - szepnęła ledwie słyszalnie Cillianna. - Leonardo...
Eragon spojrzał na wzburzony ocean, doskonale widoczny ze skraju lasu. Nie chciał się sam przed sobą do tego przyznać, ale był pewny, że to poczuł. Ukłucie w sercu. Uczucie odtrącenia. To wszystko zawarte w jednym słowie - imieniu przywódcy Feniksów.
Chłopak pokręcił głową i porzucając tę myśl, popędził czarną klacz, zmuszając ją do przejścia w kłus.
***
No to napisałam ;D Na kolejny en-en już mam pomysł, ba, tylko siądę i już będzie :D
Będzie Deeevooon!!!
A tu macie piosenkę, która mi osobiście się z nim kojarzy :) Foster The People - Chin Music For The Unsuspecting Hero Oj, Fostersi wymiatają...
Zapraszam na drugi rozdział opowiadania mojej przyjaciółki Cross :)
Zaraz, jeśli mi się uda, pojawią się nowe rysunki w zakładce Arty :)
Pozdrawiam i zachęcam do podzielenia się swoimi wrażeniami i pytaniami w komentarzach :)
Cillianna

środa, 25 czerwca 2014

Na granicy kontroli

Cillianna ocknęła się. Znowu była w ludzkiej formie. Jej podarta koszula była cała zbroczona krwią. Nadgarstki zakute w kajdany. Ostry ból w głowie. Na granicy kontroli. Nie wiedziała, gdzie obecnie się znajduje. Pamiętała tylko, że dostrzegła oddział Różanych i zawyła, by ostrzec przyjaciół. Dalej nic - pokierował nią instynkt. Była zamknięta w jakimś jasnym pomieszczeniu. Z sufitu sączyło się oślepiająco białe światło. Słyszała szum ulewy na zewnątrz. Jak długo tu była? Ile czasu minęło? Kolejna fala bólu powaliła ją na ziemię. Ona nie chciała już żyć pod jej panowaniem. Tak bardzo chciała się wyrwać...
Łańcuchy zachrzęściły, kiedy złapała się za głowę.
- Ooo? A kto to się obudził? - usłyszała nagle kobiecy głos. Niechętnie podniosła oczy. Pochylała się nad nią filigranowa blondynka o krótkich włosach, ubrana w mundur Bractwa Nocy. - Jaka ty jesteś śliczna - szepnęła dziewczyna, delikatnie przejeżdżając dłonią po kasztanowych włosach Cillianny. Miała ochotę ją zabić. Rozłupać jej czaszkę albo rozszarpać tętnice. Zrobić wszystko, żeby cierpiała. - Jak masz na imię? - spytała dźwięcznym głosem. Cillianna nie odpowiedziała. Przez chwilę komnatę wypełniła głucha cisza. - No dobrze. - westchnęła blondynka. - Ja jestem Madelaine. Wicekapitan IV dywizji Bractwa Nocy - uśmiechnęła się słodko. - Hm... skoro nie chcesz się przedstawić, to będę mówiła na ciebie Wilczyca. Pasuje?
Ponownie odpowiedziała jej cisza.
- Ciężko się z tobą rozmawia - mruknęła Madelaine. - No tak... też nie byłabym rozmowna, gdybym wiedziała, że moi przyjaciele leżą gdzieś martwi... - westchnęła. Cillianna natychmiast zerwała się z miejsca.
- Co im zrobiłaś?! - krzyknęła, próbując wyswobodzić się z łańcuchów. Madelaine natychmiast odskoczyła poza zasięg rąk dziewczyny.
- Ojej! To jednak potrafisz mówić! - ucieszyła się. - Już się bałam, że trafiłam na niemowę! - zaśmiała się radośnie.
- Co im zrobiłaś?! - zagrzmiała znowu Feniksica. Blondynka popatrzyła na nią błękitnymi oczami.
- Ja? Ja nic im nie zrobiłam, Wilczyco - uśmiechnęła się wicekapitan. - Ojej, szkoda, że nie widzisz, jak komicznie wyglądasz, chcąc rozerwać kajdany z białej stali, Wilczko!
Biała stal? A więc wszystko jasne. Najsilniejszy stop metali znany w Nightwood. Nie do rozerwania. Ba, nawet nie do przecięcia. Cillianna skrzywiła się.
- Zabiję was wszystkich - powiedziała cicho, aczkolwiek stanowczo. - Co do jednego.
- Och! - pisnęła Madelaine. - Wilczko, nie mów tak brzydko! Przecież możemy być przyjaciółkami. Wystarczy, że odpowiesz mi na kilka pytań, dobrze? - uśmiechnęła się.
- Przyjaciółkami? - prychnęła Cillianna z pogardą. - Nie żartuj sobie ze mnie, szmato. Nigdy niczego ci nie powiem. Możesz mnie nawet zabić. Przecież jestem zbędna. I tak nie zdradzę ci żadnego sekretu. Nigdy nie sprzymierzę się z wrogiem. Nigdy! - krzyknęła ostatnie słowo na całe gardło. Z twarzy kobiety zszedł uśmiech.
- Wiesz, że nieładnie tak mówić? Później możesz tego żałować, kochana. - zamilkła na chwilę. - Wystarczy, że powiesz mi, gdzie ukrywa się reszta twojej paczki, a wolność będzie twoja. Obiecuję - powiedziała, pochylając się nad Feniksicą i kładąc dłoń na sercu. Cillianna splunęła w twarz dziewczynie.
- Cholera, o błe! Wilczko! Nieładnie! - krzyknęła Madelaine. - Skoro nie podoba ci się moje słodkie oblicze, to zobaczymy, co powiesz na to - mruknęła, ocierając twarz białą chustką, która po chwili wylądowała na posadzce.
Jeden szybki kopniak w brzuch powalił Feniksicę na ziemię. Kolejne ciosy były wymierzone w głowę i klatkę piersiową.
- Nie chciałaś się ze mną zaprzyjaźnić, Wilczko, to teraz masz za swoje! - wrzasnęła blondynka, nie przestając kopać dziewczyny. - O! Poszło żebro! Albo nawet trzy! - zaśmiała się kobieta, kiedy rozległ się trzask łamanych kości. Krzyk cierpiącej Feniksicy niemal zatrząsł ścianami białej celi. Chwilę później jednak nastała cisza, mącona jedynie płaczem skutej kobiety.
- Maddie, zostaw - usłyszały nagle męski głos. Madelaine odsunęła się od Cillianny. - Przecież nie chcemy jej zabić.
Stukot butów rozległ się echem po pomieszczeniu. Mężczyzna ukucnął przy Feniksicy i delikatnie uniósł jej podbródek.
- Witaj, Kethai - rzekł, patrząc na skrwawioną twarz.
- Nie... nazywaj... mnie... tak - wycharczała dziewczyna, spoglądając na czarnowłosego chłopaka.
- Maddie, nie przesadziłaś trochę? - spytał młodzieniec, omiatając wzrokiem podwładną. - Prawie nie jest zdolna do konwersacji.
- Wybacz, kapitanie. Starałam się być miła, jednak Wilczka tego nie doceniła.
- Wilczka? - na twarzy mężczyzny pojawił się półuśmiech. - Nieźle ochrzciłaś mi siostrę.
- Fer...gus... - wyjąkała Cillianna. - Ty cholerny zdrajco...
- Oj tam, zaraz "zdrajco" - mruknął chłopak. - Wolę określenie "kapitanie IV dywizji" albo "braciszku" jak już musisz przyznawać się do pokrewieństwa.
Fergus wstał i usiadł na krześle przyniesionym przez Madelaine.
- Dawnośmy się nie widzieli, Kethai - rzekł, opierając się o kolana. - Co tam w lesie? Leo zdrowy? U Nimfy w porządku? Opowiadaj! - powiedział, uśmiechając się szyderczo.
- Jak... jak śmiesz...? - wydusiła z siebie Feniksica po chwili ciszy. - Jak śmiesz pytać o moich przyjaciół?! Jak śmiesz mnie tak nazywać?!
- Och, naprawdę nie rozumiem, co cię tak bulwersuje, Kettie. Po prostu dawno cię nie spotykałem i chcę sobie trochę z tobą pogadać, jak to w rodzeństwie. W końcu jestem twoim jedynym bratem.
- Przyrodnim. Bękartem z nieprawego łoża. Zawsze zapominasz tego dodać, Fergusku - uśmiechnęła się cierpko, patrząc, jak mężczyzna momentalnie się krzywi.
- Och, daruj już sobie. Załatwmy to szybko, bo mam dziś jeszcze parę spraw do załatwienia. Kobiety czekają - zaśmiał się rubasznie. - No, powiedz nam ładnie, gdzie podziewa się Leonardo i spółka.
Cisza.
- No dobrze... to może opowiesz nam o swoim nowym koledze?
- Nie wiem, o co ci chodzi, Black. - mruknęła Cillianna.
- O Ostatniego Feniksa Starej Ery, Kettie - odparł Fergus, głaszcząc dziewczynę po policzku. - Faceta, który pochodzi z Alagaesii. Smoczy Jeździec, czy coś w ten deseń.
- Nie kojarzę - prychnęła po chwili ciszy. Madelaine westchnęła.
- Oj, no dalej, Kethai, nie bądź taka - szepnął czule mężczyzna. - Powiedz mi, co wiesz i będziesz wolna.
- Nigdy nie będę wolna. Ty też nie. Oboje dobrze o tym wiemy.
Fergus westchnął ciężko.
- Tylko dlatego trzymam cię przy życiu, siostruniu - powiedział melodyjnym głosem. - Dobrze wiesz, że nie mam zamiaru wybierać się na tamten świat. Tu jest mi jak w raju. Tu jestem panem kapitanem, każda członkini Bractwa jest na moje rozkazy... no, oprócz niej - wskazał na Madelaine. - Ona jest zarezerwowana dla Valentina.
Maddie prychnęła.
- No dalej, Kettie. Przecież nikt oprócz nas się nie dowie - wstał z krzesła, kierując się w stronę wyjścia.
Cillianna nie odpowiedziała. Dzikie pulsowanie w jej głowie nie pozwalało jej normalnie myśleć. Na dodatek paraliżował ją nieustający ból - miała tylko nadzieję, że złamane żebra nie przebiły płuc.
- No trudno. Może muszę zdobyć coś, co zmotywuje cię do działania...? Wolisz zobaczyć nabitą na pal głowę Nimfy, czy Leonardo? Widzisz? Daję ci wybór, Kethai. - machnął ręką.
- Odejdź stąd - powiedziała łamiącym się głosem. Nie miała już sił, lecz żądza mordu ją napędzała - gdyby nie ona, dziewczyna pewnie leżałaby w kącie celi, wijąc się z bólu. Ostre pulsowanie nasiliło się jeszcze bardziej. W jednym momencie wszystko ucichło. Nic nie czuła. Nic nie słyszała. Straciła kontrolę.
- Odejdź stąd! - tym razem głos wydobywający się z ust Cillianny nie należał do niej. - Odejdź lub zgiń! - syknął Głos. Dziewczyna spojrzała na Fergusa i Madelaine złocistymi oczami. Z jej pleców nagle wystrzeliły dwie białe kości, momentalnie okrywając się czerwonymi piórami. Krew Feniksicy ochlapała białe ściany komnaty. Kajdany z białej stali pękły i upadły z głośnym brzdękiem na posadzkę.
Fergus wytrzeszczył oczy.
- Uciekaj, Maddie - szepnął, po czym zerwali się do biegu.
Była wolna! Nareszcie była wolna!
Feniksica podniosła się z ziemi i podeszła do otwartych wrót. Rubinowe skrzydła miarowo kołysały się za nią, kiedy szła holem wyłożonym szarym kamieniem.
- Ł-łapać ją! - wrzasnął jakiś przerażony członek Bractwa Nocy. Nie miał pojęcia, z kim zadziera. Sekundę później jego głowa turlała się po burej posadzce, zostawiając za sobą smugę krwi. Feniksica uśmiechnęła się szeroko, strzepując posokę Różanego z lewego skrzydła. Pobiegła dalej, skręcając w pierwszy lepszy korytarz.
Zanim dotarła do wyjścia, zdążyła spalić wiele ciał i pozbawić kończyn kilkunastu jeszcze żywych ludzi, swymi ostrymi jak brzytwa piórami. Była w swoim żywiole. Zapach krwi rozbudził w niej euforię.
- Zabiję was wszystkich - syknął melodyjnie Głos. - Co do jednego.
Jednak w tym momencie skrzydlata postać chwyciła się za głowę, wyjąc żałośnie.
- Nieee!!! Nie rób mi tego! - wycharczał Głos, po czym umilkł. Dziewczyna zepchnęła ją z powrotem na kraniec świadomości. Złote oczy znów zabarwiły się czernią. Karmazynowe skrzydła rozpadły się w drobny mak, niczym szklane naczynie. Odzyskała kontrolę.
- Nigdy... więcej... nie pozwolę... ci na to... - szepnęła Cillianna w głąb swej duszy, chwytając się za klatkę piersiową. Z jej ust pociekła strużka krwi. - Nigdy.
Teraz miała już tylko jeden cel - uciec stąd  i ochronić swoich przyjaciół. Choćby za cenę życia...
***
No dobra... Teraz sprawy organizacyjne :)
Po pierwsze - niespodzianka! Połowa następnego en-ena już jest gotowa :) Polecam wpisanie się do followerów, żeby być na bieżąco, bo od teraz będę się starać pisać częściej ;)
Po drugie - macie tu piosenki dające +10 do weny :)
I po trzecie, ale zarazem najważniejsze - zachęcam do przeczytania 1. rozdziału opowiadania mojej przyjaciółki Cross - nie będziecie zawiedzeni :) (Ja już chcę więcej!) No...i im więcej będzie komentarzy pod ww. notką, tym bardziej możliwe, że mój en-en pojawi się szybciej (nieeee... to wcale nie jest szantaż :P)
I jak? Spodobała Wam się notka? Zapraszam do rozmowy w komentarzach :)
Pozdrawiam wszystkich :P
Cece (robiąca rozróbę :))

wtorek, 24 czerwca 2014

Nie umieraj

Dla Natalii i Karoliny - za przeogromną pomoc w przygotowaniu tej i kilku innych notek. Bardzo Wam dziękuję ;) (Cytując Karolcię: "Wypadałoby skomentować" ;))
Dla Liri i Aryi Drottning - za to, że zawsze jesteście i wspieracie mnie komentarzami, dając mi niekiedy kopa, żebym wreszcie wzięła się do roboty :3
Dla Smoczej Strażniczki - żebyś pamiętała, że ja tu ciągle czekam spragniona Twoich wielostronicowych en-enów :)
Dla wszystkich strudzonych wędrowców, którzy kiedykolwiek "przewinęli się" przez tego bloga. Zarówno tych, którzy zostawili tu po sobie ślad, jak i dla czytelników-ninja :)
Dla was wszystkich - z okazji pierwszych urodzin mojego bloga. Chyba najdłuższa notka ever. Enjoy.
***
Ferrera odłożyła książkę na biurko, po czym podeszła do otwartego okna. Dzień był wyjątkowo ciepły, jak na początek przyśpieszonej jesieni. Białe firany lekko falowały na delikatnym wietrze, otulając sobą dziewczynę.
- Długo jeszcze będziesz się tak skradał? - spytała, a jej dźwięczny głos wypełnił na pozór pustą bibliotekę. Brunetka niechętnie odwróciła głowę w kierunku drzwi wejściowych. Tuż obok nich w momencie zmaterializował się czarnowłosy młody mężczyzna, okryty czarnym płaszczem.
- Jak zawsze, nie dajesz się zaskoczyć, Ferr - mruknął, podchodząc bliżej. W powietrzu pojawił się zapach róż, które Ferrera tak uwielbiała.
- Fergus Black. Jak zawsze, irytująco podobny do siostrzyczki - prychnęła, odrzucając włosy do tyłu. Chłopak skrzywił się, słysząc to stwierdzenie.
- Rodziny się nie wybiera - uciął, spoglądając beznamiętnie na Feniksicę. - Poza tym dziwię się, że te wieśniaki nadal cię nie odkryły - rzekł, mając na myśli mieszkańców Veightvillage. - Feniks w wiosce, no proszę. Ktoś tu lubi życie na krawędzi - mężczyzna umilkł na chwilę. - Dobrze, że to już ostatni dzień.
Ferrera popatrzyła z przerażeniem na Fergusa. W momencie z jej twarzy spadła maska obojętności.
- Co chcesz przez to powiedzieć?! - wydusiła stłumionym szeptem.
- Dobrze wiesz. - prychnął chłopak, oddalając się od niej. - Może to ci przypomni - westchnął, rzucając jej niewielki woreczek. Dziewczyna szybko otworzyła go i wzięła do ręki kawałek materiału, znajdujący się w środku. Na jej twarz wstąpił grymas.
- Naszywka Flynna? Skąd to masz? I czemu mi to dajesz? - spytała, patrząc na Blacka pustym wzrokiem.
- Czas znany jest z tego, że przynosi odpowiedzi - rzucił facet, nie obdarzając Ferrery nawet jednym spojrzeniem. - O! - wykrzyknął nagle, podchodząc do jednego z regałów. - Arthur! - Szary kot otarł się o nogę Fergusa, mrucząc cicho. - Dawnośmy się nie widzieli!
- A to o mnie mówią, że jestem dziwna - westchnęła Feniksica, zakładając ręce na piersi.
- Nadal wypełniasz nim tą pustkę, co? - mruknął mężczyzna, biorąc zwierzaka na ręce. Kobieta nie odpowiedziała.
- Ech, no to ja już będę leciał - rzekł Fergus, puszczając kota. - Ciesz się tym dniem, Ferrerko. Wykorzystaj go na całego - powiedział, uśmiechając się.
- Idźże już, do cholery - warknęła dziewczyna. Black jedynie zaśmiał się cicho, po czym rozpłynął się w powietrzu.
***
- Gdzie oni są, do jasnej cholery?! - wrzasnął Leo, chodząc w kółko. - Powinni zjawić się o świcie, a co jest? No co, kurde, jest?! - wrzasnął do Devona, stojącego najbliżej.
- Południe - mruknął chłopak, poprawiając okulary na nosie.
- No właśnie! A co jak się coś, kurde, stało?! - krzyknął młody mężczyzna. Ares spojrzał wściekle na Leonardo.
- No zamknij się już! - nie wytrzymał.
Devon i Leo zszokowani popatrzyli na Aresa. Widocznie nie spodziewali się, że takie małe stworzonko potrafi wydrzeć się tak głośno i to w dodatku na przywódcę Feniksów.
- No co? - spytał niewinnie blondyn, masując skroń. - Nie wrzeszcz tak, bo Różani zaraz nas zlokalizują. Idź sobie na polowanie albo coś.
Leonardo westchnął ciężko. Bardzo martwił się o Cilliannę. Przecież tak niedawno Bractwo Nocy otoczyło ją, kiedy była sama. Gdyby nie Eragon i jego smoczyca, byłaby martwa. Po plecach mężczyzny przebiegł dreszcz.
-To dobry pomysł - rzekł cicho brunet, chwytając łuk i kołczan wypełniony strzałami. - Wkrótce wrócę.
Chwilę później Leo zniknął między drzewami.
- Jak sądzisz, kim tak się przejmuje? - spytał błękitnooki, przeglądając się w niewielkim lusterku.
- Cillianną, a kim innym? Myślisz, że Nimfa i Eragon tak bardzo by go obchodzili? - stwierdził czarnowłosy, siadając na ziemi. - Znowu się czeszesz? - zapytał Devon, patrząc na Aresa. - Narcyz. - prychnął.
- Och, przestań już. Robię to dla ciebie - powiedział cicho chłopak.
- Co? - spytał mężczyzna, ściągając okulary. - Nie dosłyszałem.
- Mówię, że robię to dla siebie, gburze - syknął blondyn, spuszczając oczy. - Widziałeś dziś może Ferrerę? - zagadnął po chwili ciszy.
- Nie, pewnie znowu siedzi w bibliotece - westchnął Devon, biorąc się za ostrzenie sztyletu. - Ostatnio rzadko się pokazuje...
Nagle zerwał się silny wiatr. Półnagie drzewa żałośnie zawodziły szumem swych liści.
- Cholera, znowu mnie potargało - stęknął Ares, poprawiając włosy.
- Ares! Nie czas na to. Nie czujesz tej aury? Coś dzieje się w lesie. I to całkiem niedaleko.
- Bractwo Nocy? O Feniksie, tylko nie to... - mruknął chłopak, wstając gwałtownie. - Przyniosę miecze.
- Nie, zostań. Nie wiemy, z czym możemy mieć do czynienia. Ta aura jest inna, niż zwykle... - zamilkł na kilkanaście sekund. - Zupełnie, jakby dołączył do nich ktoś wyższy rangą... - rzekł Devon.
- Dobrze, że Leo poszedł na to polowanie. Inaczej znowu musielibyśmy powstrzymać tą bestię od rzucenia się w wir walki...
- Leo to Leo. Gorzej z Cillianną. Obawiam się, że już wzięła się za robienie rozróby... - skwitował czarnowłosy mężczyzna, szykując się do rozstawienia magicznej bariery nieprzepuszczającej aury.
***
- Ucichło. No świetnie, przestała wyć! - krzyknęła zdenerwowana Nimfa. - Jak my teraz trafimy?!
Feniksica była zdruzgotana swoją bezradnością. Gdyby tylko mogła wyczuć aurę, wszystko byłoby inaczej. Ale przez tego półelfa...
- Chwila! - krzyknęła nagle, zatrzymując Vervesa. Eragon natychmiast ustał koło niej. - Ty! Ty nas poprowadzisz!
- Niby jakim cudem mam to zrobić? - spytał młody mężczyzna, uspokajając Tamidę. - Nie znam tego lasu!
- Aura. Powinieneś móc ją wyczuć. To trochę jak zapach, musisz tylko "powęszyć" umysłem. Odszukaj Cilliannę!
Eragon zamknął oczy i uwolnił wszystkie zmysły. Przez jego głowę przelała się fala różnych dźwięków, zapachów i uczuć. Słodka, różana woń ostatecznie pochłaniała wszystko, co tylko Smoczy Jeździec zdołał odnaleźć.
- I jak? Co czujesz?! - spytała podenerwowana Feniksica. Eragon otworzył oczy.
- Róże. Wszędzie są róże - powiedział spokojnym, zdecydowanym tonem. Nimfa pobladła.
- Cholera. Cholera, nie jest dobrze - szepnęła sama do siebie. Czuła, jak dygocą jej kolana, jak trzęsą się dłonie. Nie byli w stanie odnaleźć Cillianny, a co dopiero walczyć w jej obronie. Różani musieli przybyć do Leśnej Jednostki Specjalnej, inaczej chłopak wyczułby delikatną woń lawendy - zwiastun obecności czarnookiej Feniksicy, która teraz ginęła pośród zapachu róż - symbolu Bractwa Nocy. - Błagam, spróbuj jeszcze raz. Szukaj lawendy. Musi gdzieś tam być. Musi... Eragonie... Błagam... - wyszeptała Nimfa zduszonym głosem. Chłopak popatrzył na przerażoną Feniksicę.
- Spokojnie - powiedział głośno. - Znajdziemy ją.
Ciepło zawarte w brązowych oczach Eragona podniosło nieco dziewczynę na duchu. Kilka sekund później, wierzchowce wraz ze swymi jeźdźcami galopowały na północ.
"Musi gdzieś tam być. Musi." - te krótkie zdania zdążyły już stać się mantrą dla Nimfy. Nie chciała stracić przyjaciółki. Sama myśl, że na miejscu zastanie ją martwą sprawiała, że błękitne oczy dziewczyny napełniały się łzami. Wytarła je jednak szybko wierzchem dłoni - nie mogła sobie teraz pozwolić na chwilę słabości, zwłaszcza że wokół znajdowały się grupy Różanych, na które mogli wpaść w każdej chwili.
Dudnienie kopyt na mokrej od ulewy ziemi niemal zagłuszało myśli Nim.
- Nie umieraj, Cillianno - wyszeptała Feniksica, pochylając się niżej nad Vervesem, pędzącym zaraz za Tamidą przez leśne chaszcze. - Błagam, nie umieraj...
***
Zatrzymali się na niewielkiej polanie.
- Tu zapach się urywa - rzekł Eragon, zeskakując z klaczy. Sprawnym ruchem wydobył Brisingra z pochwy. - Bądź gotowa na wszystko - powiedział do Nimfy. Ta jedynie skinęła głową.
Smoczy Jeździec przeszedł obok zmasakrowanego ciała, ubranego w czarny mundur z poszarpanymi rękawami. Raz po raz przestępował kałuże zabarwione krwią Różanych.
- Była tu - powiedziała Nimfa, podchodząc do młodego mężczyzny. W dłoni trzymała fioletową wstążkę ubrudzoną krwią. - Spóźniliśmy się, Eragonie.
Nagle do ich uszu dotarł cichy charkot. Zaraz po tym posypała się wiązka przekleństw. Smoczy Jeździec zbliżył się do drzewa, zza którego dochodziły odgłosy. Leżał tam blondwłosy chłopak pozbawiony nóg i prawej ręki.
- ...cholerne bydlę, zatłukę na śmierć... - wyjęczał, a z jego ust pociekła strużka krwi. Eragon spojrzał w miejsce, w którym powinny znajdować się odcięte kończyny.
"Nie odcięte. Odgryzione" - przemknęło mu przez myśl. Smoczy Jeździec podszedł bliżej i przykucnął przy Różanym.
- Gdzie jest wilczyca? - spytał poważnie. Mężczyzna uśmiechnął się szyderczo.
- Myślisz, że ci powiem? - żachnął się. - Nic z tego. I tak zaraz umrę. Za cholerę ci nie pomogę.
Nimfa zbliżyła się do nich.
- Potrafię sprawić, że w jednej chwili przestaniesz odczuwać ból - rzekła beznamiętnym tonem. - Nie zrobię tego, jeśli nam nie pomożesz.
Blondyn spojrzał na czarnowłosą kobietę.
- ...feniksie ścierwo! - splunął na ziemię. - Daj mi godnie przeżyć ostatnie chwile! Nie chcę oglądać waszych cholernych twarzy!
- Uuu... widzę, że trafił nam się żołnierz z "honorem" - mruknęła Nimfa. - Zostaw go, Eragonie. Na pewno zabrali ją do Leśnej Jednostki. Gdyby ją zabili, zostawiliby ciało. Zawsze tak robią - dodała po chwili ciszy. Chłopak wstał i odszedł w stronę, gdzie zostawili rumaki.
- Idioci. - usłyszała nagle dziewczyna. - Myślą, że we dwójkę wbiją się do twierdzy i przechwycą tamto bydlę! Wasz optymizm jest powalający! - zaśmiał się blondyn, a z jego ust wydobyło się więcej krwi. Nimfa spojrzała na Różanego.
- Dlaczego tak sądzisz? - spytała chłodno.
- Ach, no tak. Przecież nie wiecie, kto dziś przybył do Leśnej Jednostki Specjalnej... - mruknął chłopak. - A jest to nie kto inny, jak kapitan IV dywizji, główny dowódca zaraz po lordzie Valentinie.
- Powiedz, jak ma na imię! - rozkazała Nim. Jej dłonie znowu dygotały. Nie chciała potwierdzać najgorszego, ale musiała się tego dowiedzieć.
- Fergus... Fergus Black - szepnął blondyn, po czym zwiesił głowę. Umarł.
Nimfa upadła na kolana.
- Mamy przerąbane jak jasna cholera... - szepnęła do siebie.
***
No... minął już rok, więc chyba pora rozkręcić akcję... Tak myślę ;) Żeby nie było, że Karolcia miała rację i wrócą z Faethynu za 50 lat... Liczę, że podzielicie się swoją opinią na temat tej notki w komentarzach :)
Kolejny en-en jest już gotowy, tylko, że już mnie ręce bolą od stukania w klawisze :) Będzie wkrótce, obiecuję. Pozdrawiam wszystkich :3

sobota, 21 czerwca 2014

Deszcz

Dla moich przyjaciółek - Karoliny i Natalii :3 Dziękuję, że jesteście :)
***
- Wracajmy do reszty - zakomendowała Nimfa. - Mam już serdecznie dość walk - rzekła beznamiętnym tonem, zakładając rumakom siodła. Jej błękitne oczy nie były radosne jak zwykle. Wesołe iskierki zgasły na dobre. Dziewczyna czuła, że rana, którą poniosła w trakcie potyczki z Bractwem Nocy, wcale nie była taka powierzchowna. Nim złapała się za brzuch. Nie chciała jednak zamartwiać Cillianny - Feniksica miała już dość własnych problemów.
- Dasz radę wsiąść na konia? - zapytała Eragona czarnooka dziewczyna, owijając mu brzuch bandażem.
- Raczej tak - odparł młody mężczyzna, przeczesując włosy dłonią.
- Pośpieszcie się - powiedziała Nimfa, podchodząc do nich wraz z końmi. - Zanosi się na deszcz.
Cillianna jedynie skinęła głową. Błyskawicznie spakowali wszystkie swoje rzeczy, po czym Feniksice pomogły Bromssonowi wsiąść na Tamidę.
- Na co czekasz? - spytała Cece, spoglądając na przyjaciółkę. - Zabiłaś ich więcej, niż ja. Wskakuj na Vervesa.
Nim nie miała najmniejszej ochoty kłócić się teraz z Cillianną, toteż posłusznie wykonała jej polecenie. Kiedy wyruszyli, pierwsze krople deszczu zaczęły spadać z nieba.
- Cholera, było zabrać płaszcz - mruknęła Nimfa, odgarniając mokre włosy z czoła.
- Weź mój - rzekła Cillianna, podając dziewczynie ciemnobrązową pelerynę z kapturem. - I tak miałam pobiec w drugiej formie.
Nimfa, zarzuciwszy na siebie płaszcz, szczelnie się nim otuliła.
- Dzięki - mruknęła, zerkając na szykującą się do przemiany przyjaciółkę. Cece wzięła głęboki oddech, po czym zerwała się do biegu. Sprintem pokonała kilka metrów, a następnie jej ciało pochłonęła mgła. Z obłoku pary wynurzyła się półtorametrowa, biała wilczyca. Złociste spojrzenie zwierzęcia zatrzymało się na Eragonie.
"Osłaniaj Nimfę" - usłyszał w swym umyśle głos Feniksicy. - "Jestem prawie pewna, że coś przede mną ukrywa. Może uda ci się z niej to wyciągnąć."
Chłopak lekko skinął głową.
"Pobiegnę przodem" - powiedziała, tym razem na otwartym kanale, a chwilę później zniknęła między drzewami. Przez kilka minut żadne z nich się nie odzywało - ciszę mącił tylko monotonny stukot końskich kopyt i kapanie deszczu, które z czasem przerodziło się w szum ulewy.
- Pewnie zastanawiasz się nad sposobem przywoływania przemian, co? - spytała w końcu Nimfa. Eragon spojrzał na nią. Zupełnie, jakby czytała mu w myślach.
- Taak. - westchnął chłopak. - Mogłabyś powiedzieć mi o tym coś więcej? - poprosił.
- W sumie, to czemu nie... Zacznijmy od tego, że każdy Feniks jest inny i dlatego każdy ma inny sposób przywoływania swojej właściwej formy... - rzekła Nimfa. - Jedni zmieniają się pod wpływem emocji albo określonego czynnika, a inni po prostu wykonują proste gesty, całe ich serie lub wykrzykują jakieś słowo. Możliwości jest mnóstwo.
- Rozumiem - powiedział Eragon. - A...
- Cillianna? O nią chciałeś zapytać, prawda? - spytała czarnowłosa, unosząc kącik ust.
- Nie mylisz się, Nim - odparł młody mężczyzna. - I nie rozumiem, co cię tak bawi.
- Ooch? Naprawdę? - rzekła, uśmiechając się niewinnie. - Przecież widzę, że cię do niej ciągnie, jak wilka do lasu! - zaśmiała się, słysząc, co powiedziała.
- Przesadzasz. - stwierdził Eragon. - Ona... jest tylko moją znajomą. Nic więcej. - uciął.
- Nawet, gdybyś chciał, hę? - zagadnęła Feniksica. - Gdybyś ją skrzywdził, Leo by ci łeb urwał. Dobrze o tym wiesz, co nie?
Smoczy Jeździec nie odpowiedział.
- Chciałem po prostu się dowiedzieć, w jaki sposób się przemienia, a ty mi tu od razu wyskakujesz z nie wiadomo czym.
- Oj, już dobrze, już dobrze - westchnęła matczynym tonem. - Tak się tylko z tobą droczę - umilkła na chwilę. - Trochę mi żal Cillianny - powiedziała w końcu.
- Dlaczego? - spytał Jeździec, spoglądając w błękitne oczy Nimfy.
- No, bo widzisz... Przemiana Cillianny dokonuje się po przebiegnięciu dziesięciu metrów. Nigdy nie pojmie, co to znaczy biegać boso po łące, o poranku. Pewnie, gdy była dzieckiem, strasznie się wściekała, kiedy inni grali w berka. W mojej wiosce też był ktoś z podobnym sposobem przemiany... Zawsze na uboczu. Dzieciaki-Feniksy były dość okrutne - od razu wykluczały z kręgu przyjaciół osoby, które odkrywały przemiany wcześniej, niż one. Sam widzisz, że dawniej też wcale nie było tak "różowo" - mruknęła Nimfa z uśmiechem.
- Jednak to nie tłumaczy, dlaczego Cillianna nawet dzisiaj woli samotność...
- Ech, ta wilczyca chyba do końca będzie dla nas zagadką bez odpowiedzi.
Nagle Nimfa spoważniała - w powietrzu rozległo się rozdzierające wilcze wycie. Spojrzeli po sobie.
- Wiesz, co to oznacza? - spytała dziewczyna.
- Jeśli to Różani, to pewnie mamy znowu zdrowo przerąbane - mruknął chłopak, po czym pogalopowali w stronę skowytu.
***
Ogłoszenia parafialne ;)
1. Wow, wow - Cece coś napisała :] Miałam wstawić dopiero we wtorek, bo wtedy właśnie świętować będę pierwsze urodziny tego bloga, ale notka jest dziś. Bo tak :P
Dziękuję Wam już dziś za ten cały czas, który poświęciliście na czytanie mojego opka. Dziękuję za cierpliwość, za rady i za wsparcie. Jesteście nieocenieni :3 Mam nadzieję, że zostaniecie tu ze mną do końca ;)
2. Jak pewnie zauważyliście, "Wędrowiec" posiadł piękny, nowy szablon, za który serdecznie dziękuję Weasleyowej z Zaczarowanych Szablonów :3
3. Zapraszam serdecznie na bloga mojej przyjaciółki - Cross komentarze mile widziane :3
4. "Attack on titan" się skończyło, "Bleach" się skończył, gimbaza się kończy... Chyba mam kaca moralnego ;_;
Pozdrawiam wszystkich :>
Cillianna