Płatki śniegu szaleńczo wirowały w powietrzu, niemal tak bezładnie, jak myśli krążące w głowie Feniksicy, która przybrawszy swą zwierzęcą postać, pędziła przed siebie pustą ulicą. Biała wilczyca nie wiedziała dlaczego, ale czuła, że musi biec tak długo, aż nie znajdzie źródła tej dziwnej aury. Nie mogła przestać o tym myśleć, od kiedy tylko ją odkryła, wracając z Devonem portalem z kawiarni. Aura tak podobna do obecności Feniksa nie mogła być przypadkowa. Phantarma stanowiąca połowę duszy Cillianny również wydawała się być dziwnie ożywiona, co dodatkowo niepokoiło dziewczynę.
Czarnooka gwałtownie skręciła w prawo, w wąską boczną uliczkę i momentalnie przystanęła. Tutaj trop się urywał. Zganiła się w duchu, że nie wyszła wcześniej. Wtedy na pewno by zdążyła.
Wilczyca rozejrzała się czujnie wokół, lecz nie zauważyła niczego, co mogłoby być warte jej uwagi. Tuż przy ceglanej ścianie jednego z budynków mieszkalnych stało kilka kontenerów na śmieci, po brzegi wyładowanych odpadkami, w których buszowały bezdomne koty. Do budowli naprzeciwko były przymocowane stare, zardzewiałe schody przeciwpożarowe, pokryte warstwą świeżego śniegu. Była to biedna dzielnica, jedna z tych, którym daleko do świetności głównych ulic miasta.
"Aż trąci Faethynem" - pomyślała ponuro Cillianna, przybierając ludzką postać. Brakowało tylko morderców na każdym kroku.
Dziewczyna spojrzała w górę. W kilku oknach świeciło się jeszcze światło, lecz była pewna, że w tych mieszkaniach nie znajduje się żaden posiadacz specyficznej aury.
- Spóźniłam się - mruknęła cicho do siebie, nie zważając na płatki śniegu, które zdążyły już osiąść na jej długich, kasztanowych włosach. Zawróciła powoli, chcąc wrócić do Devona, lecz nagle poczuła coś dziwnego. Obecność. Wzrok Feniksicy szybko powędrował na schody. Na jednym z najwyższych stopni kucał rosły mężczyzna o złocistych włosach, ubrany w mundur, jakie kiedyś nosiła armia Starożytnych. Jego płaszcz lekko falował w porywach wiatru, wraz z drobinkami śniegu. Oczy młodziana, zupełnie jak tęczówki Phantarmy, wpatrywały się z zaciekawieniem w Cilliannę. Już na pierwszy rzut oka było widać, że nie pochodzi z tego świata. Energia nieskrępowanie wypływająca z wnętrza duszy mężczyzny otaczała go, błyszcząc przy tym niczym światło gwiazd. Można było powiedzieć, że cały emanował złotym blaskiem.
- Jednoskrzydła - szepnął ledwie słyszalnie. - Byłaś srebrna - powiedział cicho mężczyzna, podpierając głowę dłonią - a jesteś biała. Nie pozwól sobie tylko stać się Czarną...
- Nie mam pojęcia, o co panu cho... - zaczęła niewinnie dziewczyna, lecz przerwał jej.
- Nie musisz się bać, Wilczyco z Ognistym Sercem. Wiem o was. Jestem jednym z was - rzekł. Jego głos był stonowany i ciepły, a za razem nieznoszący sprzeciwu. - Fenicis Albalaris.
- Feniks Opętany? - spytała samą siebie, tłumacząc frazę z języka Starożytnych. - Skoro jesteś taki jak ja... Dlaczego tu jesteś? Dlaczego nie pomagasz nam w walce z Bractwem? - zapytała Cillianna, starając się zachować spokojny ton. Do tej pory była przekonana, że ich grupka ukrywająca się w lasach Nightwood jest ostatnimi przedstawicielami Feniksów, a teraz stał przed nią żywy Starożytny, o którym dotąd nie miała pojęcia.
- Zostałem już pokonany. Moje ciało jest już na granicy sił. Jeszcze trwam, lecz to tylko kwestia czasu. Rozpadnę się w popiół, by znów się odrodzić i cierpieć kolejne lata... Skróć me cierpienie, jeśli dane nam będzie spotkać się znowu, w naszym świecie - szepnął, uśmiechając się smutno. - Jestem tu, by powiedzieć ci kilka rzeczy, Jednoskrzydła. To wszystko, co mogę dla was zrobić.
- Dlaczego mnie tak nazywasz? - spytała Feniksica, podchodząc kilka kroków. Złoty uśmiechnął się ponownie.
- Miałem nadzieję, że już odzyskałaś to, co jest ci należne. Widocznie przybyłem za wcześnie... Twoja dusza nadal rządzi się swoimi prawami. Nie pokonałas Jej, prawda? - westchnął bardziej do siebie, niż do brunetki, podnosząc się lekko. W miejscu, gdzie stał wcześniej, nie pozostał żaden ślad jego obecności. Dziewczyna przyjrzała się dokładniej swemu rozmówcy. Śnieg prószący z nieba przenikał przez mężczyznę, jak gdyby Feniks był tylko tworem wyobraźni Cillianny.
- Jesteś duszą. Przecież mówiłeś, że wciąż żyjesz - zająknęła się, patrząc, jak Starożytny zbliża się do niej. - Jak to... możliwe?
Był już tylko metr od brunetki. Teraz widziała, że całe jego ciało składa się tylko ze złotych drobin, których pełno było w powietrzu wokół niego. Stawał się półprzezroczysty. Niknął w oczach.
- Nie mam tak wiele czasu, by odpowiedzieć na twe pytania. Powiem tylko to, co muszę. Nie we wszystkich sprawach masz rację. Nie wszystkie twoje wybory są słuszne. Nie osądzaj surowo, ale też nie miej litości. Zapanuj nad sobą i odróżnij przyjaciół od wrogów. Pierwszy Feniks wskaże ci drogę, tylko go dostrzeż... Nie stań się Czarną... - wyszeptał młodzieniec na tyle głośno, że go usłyszała, po czym zniknął w oślepiającym świetle. Feniksica mogłaby przysiąc, że widziała, jak złote cząstki blasku układają się w kształt potężnego lwa, którego grzywa świeci jak słońce w najjaśniejszy dzień lata. Zwierzę jakby uśmiechnęło się, wciąż zachowując powagę, po czym rozpłynęło się w powietrzu z pierwszym porywem wiatru. Podmuch wzbił w niebo osiadły już na ziemi śnieg, zmuszając go do ponownego lotu. Cillianna nie wiedziała, czy to prawda, ale śnieżynki, opadające na jej wyciągnięte przed siebie dłonie, wydawały się mienić ciepłymi odcieniami złota.
"Na całe Nightwood... Czy to stało się naprawdę?" - spytała siebie w myślach. - "Co to wszystko miało znaczyć? Nie osądzaj surowo. Nie miej litości. Nie stań się Czarną..."
Wzdrygnęła się, kiedy płatek śniegu wylądował na jej czarnym, wilczym nosie.
Chwila. Wilczym? Feniksica rzuciła spojrzenie na swoją sylwetkę. Ewidentnie była w zwierzęcej formie... tylko dlaczego? Nie wypełniła przecież zobowiązania przemiany. Nie przebiegła dziesięciu metrów. Ba, nawet nie ruszyła się z miejsca.
- Co się dzieje, do jasnej cholery?! - warknęła biała wilczyca ludzkim głosem, po czym puściła się pędem w stronę znajomego blokowiska. - Devon. On będzie wiedział - szepnęła, nie przerywając biegu. Nie była pewna, która gonitwa toczyła się szybciej - ta w rzeczywistym świecie, czy też ta w jej umyśle. Była zagubiona. Świat wciąż dawał jej odpowiedzi na pytania, których nie znała i uparcie milczał, nie wyjawiając jej tego, co chciałaby wiedzieć.
Nie była świadoma, że właśnie w tym momencie coś zaczęło się budzić wewnątrz jej duszy i, tym razem, na pewno nie był to demon...
***
Przepraszam, że tak długo nie pisałam, a teraz wjeżdżam tu z żałośnie krótkim kawałkiem notki, ale nic więcej nie udało mi się napisać :c boszzz, ta szkoła mnie wykończy. Chcę już święta, o :c
Pozdrawiam Was gorąco :3
Cillianna (która zaraz będzie znowu usychała z braku weny i czasu :()