Devon zapalił kolejną magiczną kulę nad nieprzytomnym Aresem leżącym w jego łóżku. Rany blondyna były poważne i trzeba było zająć się nimi jak najszybciej. Wzmacniając siłę zaklęcia sklepiającego, mężczyzna szukał drugą ręką potrzebnych przyborów w metalowym pudełku.
- Ares... Dlaczego, do cholery, to zrobiłeś? - szepnął, ledwie powstrzymując łzy. Nie chciał myśleć, co by było, gdyby Cece natychmiast nie zabrała się za leczenie. Kolejny Feniks zginąłby na wieki...
Szatyn w końcu odnalazł igłę i szpulę grubych nici powleczonych specjalnym czarem przyspieszającym gojenie się ran. Zaklął, kiedy przez przypadek ukłuł się w palec. Dłonie wciąż mu się trzęsły. Nie mógł nawet nawlec igły.
- Daj, ja to złobię - usłyszał nagle za sobą. W otwartych drzwiach stała biała wilczyca o złocistych oczach. Wypuściła z pyska zaśliniony kryształ, który z cichym brzdękiem upadł na drewnianą podłogę i potoczył się kawałek. - Mam już wystarczająco energii.
Nie czekając na nic, przybrała w mgnieniu oka ludzką postać, po czym podeszła do łóżka i wyrwała Devonowi igłę z drżącej ręki. Feniksica sprawnie nawlekła nić, a następnie zabrała się do pracy. Cienki kawałek metalu, który dzierżyła w dłoni, raz po raz błyszczał, odbijając światło magicznych kuli zawieszonych w powietrzu, kiedy dziewczyna zręcznie przewlekała go przez skórę Aresa.
- Nie mogę pojąć, dlaczego ten idiota bezmyślnie rzucił się na ratunek Eragonowi... - szepnął brodaty mężczyzna, ściągnąwszy okulary. Westchnął ciężko, rozmasowując skronia jedną ręką, po czym spojrzał na Cilliannę.
- Nie gap się na mnie tak, jakbyś oczekiwał jednoznacznej odpowiedzi. Nie jestem prorokiem ani wieszczką. I tym bardziej nie mam pojęcia, co mu łaziło po tym blond łbie. Ale... wiesz. Ares to Ares. Nie jest w stanie patrzeć, jak ktoś niewinny cierpi. Ale to chyba ty powinieneś znać go najlepiej. W końcu jest twoim przyjacielem. Poza tym, to z tobą spędza najwięcej czasu - mruknęła, urywając nitkę zębami. Szew był skończony. - No i gotowe.
Miodowe oczy zlustrowały Cilliannę. A więc takie było jej zdanie na ten temat. Słowa Feniksicy trochę zdziwiły Devona. Od dłuższego czasu był przekonany, że stał się jednym z tych nieciekawych typów, właściwie niezauważalnych dla otaczających go ludzi i najwyraźniej posiadających pewną ograniczającą wadę - nieumiejętność przyjaźni.
- W sumie... chyba masz rację - westchnął mężczyzna, przeczesując włosy dłonią. - Sam dobrze powinienem wiedzieć, jakimi zasadami się kierujecie... Co jest dla was najważniejsze i za co jesteście gotowi nawet oddać życie... Przyjaźń, egzystencja w grupie i te inne bzdety zobowiązują.
Dziewczyna nic nie mówiąc, pokręciła z politowaniem głową.
"Ten facet nigdy się nie zmieni" - pomyślała, biorąc do ręki rolkę bandażu.
- Poradzisz sobie sama? - spytał Devon, patrząc jak Cece zabiera się za zakładanie opatrunku.
- A czy ja ci wyglądam na słabą kobicinę, co we wszystkim potrzebuje męskiej pomocy? - warknęła sarkastycznie, nie przestając bandażować klatki piersiowej blondyna. Szatyn uśmiechnął się delikatnie.
- Nie obraź się, ale zachowujesz się bardziej jak facet - powiedział, wstając z drewnianego krzesła, stojącego przy łóżku. Włożył ręce do kieszeni, lecz wyciągnął je zaraz, niczego nie znalazłszy.
- Potraktuję to jako komplement - mruknęła Cillianna, uśmiechając się pod nosem. - I co? Nie możesz wytrzymać bez szlugów? - zapytała, patrząc, jak Feniks przeszukuje ubrania w szafie, a następnie szuflady biurka.
- Od wczoraj ani jednego. Zaraz chyba oszaleję. Królestwo za paczkę fajek! - rzekł głośno. - Muszę jak najszybciej dostać się do "alternatywu"... - spojrzał poważnie na Cece. - Odpowiadałoby ci, gdybyśmy wyruszyli za jakieś pół godziny? - spytał z nadzieją w głosie.
- Przecież nie możemy zostawić reszty na długo w takim stanie... Zwłaszcza teraz, gdy Różani są blisko... - zawiesiła głos, myśląc o pozostałych Feniksach. - Nie chcę, by podzielili los Ferrery.
- Posłuchaj - przerwał jej nagle okularnik. - Nie martw się o to. Czas ma to do siebie, że praktycznie w każdym wymiarze płynie inaczej. Tutaj nie będzie nas tylko przez kilka minut, podczas gdy w tamtym świecie minie czas, w którym zdążysz opanować Phantarmę ze sto razy.
- No dobrze - westchnęła Feniksica po chwili ciszy. - W końcu to ty tu jesteś facetem od portali... - uśmiechnęła się.
- Wracając do spraw organizacyjnych, musisz wiedzieć, że w wymiarze, do którego zmierzamy, magia formalnie nie istnieje... Więc raczej się nie popisuj swoimi sztuczkami, a zwłaszcza przemianą i Migoczącymi Krokami...
- Powiedziałeś "formalnie" - zauważyła. - Więc jednak są tam również magiczne istoty?
Mężczyzna skinął głową.
- Tak, ale pogadamy o tym później. Trzymaj - rzekł, wyciągając coś z szafy. - Ubierz to. Nasze normalne stroje mogłyby być uznane za dziwne. A, i zapomnij o takich słowach, jak na przykład...
- W rzyć chędożeni pachołkowie panicza Valentina? - uśmiechnęła się Cillianna, ledwie powstrzymując śmiech. - Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek powiedziała coś podobnego - rzekła, zakładając czarny sweter przez głowę. Szybko podwinęła za długie rękawy, które żałośnie zwisały, sprawiając, że dziewczyna wyglądała na jeszcze chudszą, niż w rzeczywistości.
- Na miejscu dostaniesz coś odpowiedniejszego - rzekł, podchodząc do drzwi. - Kupiłem trochę damskich ciuchów na taką ewentualność...
- Nie musisz się o mnie martwić - przerwała Devonowi. - To jest w porządku.
- W takim razie zacznę przygotowywać portal - rzekł, wychodząc z sypialni. - Będę w piwnicy!
Cillianna delikatnie dotknęła swojego mostka. Wreszcie nadszedł czas, kiedy ostatecznie roztrzygnie się walka wewnątrz niej. Albo wygra, zmuszając Phantarmę do podporządkowania się swojej woli, albo przegra, ponownie zatracając w sobie wszystkie ludzkie uczucia, na powrót stając się tylko cząstką świadomości demona...
"Nie myśl, że dam ci tak łatwo sobą rządzić. Będę walczyć do samego końca" - rozległ się Głos w głowie Feniksicy. Cece tylko się uśmiechnęła.
- A więc... szykuje się najlepsza walka w moim życiu - szepnęła, idąc powoli w stronę laboratorium Devona.
***
- Dzięki temu żelastwu mamy się dostać do innego świata? - spytała brunetka, patrząc, jak Devon ustawia dźwignie i przyciski na panelu sterowania. - Mam nadzieję, że ta kupa złomu się nie rozleci...
- Tylko nie "kupa złomu"! Nie mów tak o niej. Nazywa się S.O.L.A., czyli...
- Silica Oraio Latere Altea... "Maszyna wspomagająca podróże międzywymiarowe"? Jak to "wspomagająca"? Czy to błąd w napisie na tym pierścieniu? - mruknęła, poprawiając włosy. Miodowooki zerknął na Cilliannę.
- Potrafisz czytać w runach Starożytnych? - spytał osłupiały. Dziewczyna skinęła głową. - Większość Feniksów umie odczytać napisy jedynie w języku ludzi i elfów... Sądziłem więc, że... - zaczął mężczyzna, lecz przerwała mu ponownie.
- Potrafię czytać i pisac tylko i wyłącznie w runach... Matka... nie zdążyła nauczyć mnie reszty. Miała na imię Ikada. Zginęła, kiedy miałam dziesięć lat.
Devon uważnie popatrzył na dziewczynę. Po raz pierwszy usłuszał, jak wspominała cokolwiek o matce. Zawsze omijała ten temat. Nie mógł wydusić z niej czegokolwiek, a teraz sama mu o tym mówiła.
- No... To co z tym "wspomaganiem"? Wytłumaczysz mi? - spytała już pogodnym tonem.
- Eee... Jasne. Widzisz, S.O.L.A. sama w sobie nie jest portalem, jednak w połączeniu z moimi umiejętnościami, potrafi dokładnie ustalić, w którym świecie wylądujemy... Ba, a nawet, w którym miejscu. Bez niej moje możliwości są ograniczone, ale wraz z nią, jestem dokładny co do milimetrów - uśmiechnął się, wyciągając rękę w kierunku pierścienia. W tym samym momencie okrąg wypełnił się jasnoniebieskim światłem, w którym majaczyły niewyraźne kształty. - Trzymaj się mnie mocno. Nie chcę, by wiry międzywymiarowe wywaliły cię gdzieś daleko. Naprawdę nie mam ochoty bawić się w chowanego - burknął, jak zwykle nieco nieprzyjemnie, podając dłoń Feniksicy.
- No to... w drogę - mruknęła Cillianna, uśmiechając się lekko. Nie czekając na nic, wkoczyli w błękitną taflę.
***
Niebieski snop światła z hukiem uderzył w ziemię. Potężne tąpnięcie cisnęło dwoma Feniksami niczym jesiennymi liśćmi, rzucając ich na trawę pokrytą cienką warstwą śniegu.
- O cholera... Ale jazda - szepnęła Cillianna, podnosząc się z ziemi. Kilka metrów dalej leżał Devon. - "Co do milimetrów", co? - mruknęła do siebie. Podniosła się z ziemi i podeszła do szatyna. - E, cały jesteś?
- Oprócz paru otarć nic mi nie jest - powiedział, wstając na równe nogi. - Zawsze to samo... Teraz rozumiesz, dlaczego wolę chodzić tu rzadziej, a na dłużej.
Kilka kropli krwi spadło na śnieg, zostawiając na nim jasnoczerwone ślady.
- Kurde... - westchnęła Cece, zrywając z prawej ręki to, co zostało ze skórzanej rękawicy. - Znowu się poharatałam.
Zakryła szybko rękę rękawem czarnego swetra.
- Mogę to uleczyć... - zaoferował brodaty mężczyzna, lecz uciszyła go gestem. - No tak... Jak zwykle samowystarczalna. Mało co, a zapomniałbym, że masz taki uparty charakterek.
Dziewczyna rozejrzała się wokół. Wylądowali w dość pustej okolicy. W pobliżu stało jedynie kilkanaście starych hangarów.
- Tu będziemy ćwiczyć kontrolę nad twoim demonem - rzekł Feniks, wskazując na jeden z magazynów. - Ale najpierw pojedziemy do mojego mieszkania. Niedługo powinnaś poczuć zmęczenie po spadaniu "międzywymiarem"... Prawdę mówiąc, to mi już chce się spać.
- Gdzie ono jest? - spytała dziewczyna, powstrzymując ziewanie.
- W mieście ze szkła i stali - mruknął, szukając czegoś w kieszeni spodni. - O, no proszę. Wreszcie się zmaterializował - ucieszył się chłopak, biorąc do rąk niewielkie prostokątne urządzenie. Przez chwilę dotykał czarnego ekraniku, a potem przyłożył przedmiot do ucha.
- Co to jest? - spytała brunetka, podchodząc do miodowookiego.
- Telefon. Cicho, teraz będę rozmawiał - rzekł, odchodząc kawałek. - Halo? Charles? Tak, podjedź, jeśli możesz. Tam gdzie zwykle, na przedmieściach. Za pięć minut? Dobra. Czekam. - mężczyzna schował komórkę do kieszeni.
- Ty rozmawiałeś z tym urządzeniem? - pisnęła zszokowana Feniksica.
- Nie z nim, tylko z osobą, która też ma komórkę przy sobie. Można to względnie porównać do magicznego lustra. Umożliwia komunikację między oddalonymi od siebie osobami - rzekł, czyszcząc okulary skrawkiem płaszcza.
- Telefony, miasta ze szkła i stali... Co jeszcze? Co to jest za świat, do cholery? - westchnęła, próbując poukładać sobie to wszystko w głowie.
- Witaj w "alternatywie", Cillianno - rzekł Devon, uśmiechając się szeroko. - To dopiero początek. Przygotuj się na poznanie jeszcze wielu dziwacznych rzeczy... Dobrze, chodźmy w stronę drogi. Charles zaraz tu będzie.
Dziewczyna posłusznie podreptała za Feniksem, jednocześnie pełna obawy, jak i fascynacji nowym światem.
- To się chyba nawet Starożytnym nie śniło - szepnęła, patrząc w jasnoniebieskie niebo.
***
No i tym sposobem tymczasowo opuściliśmy Nightwood. Ale spokojnie, wrócimy :3 Narazie cieszmy się, że poznamy trochu bliżej Devcia i kilku jego znajomych, którzy wkrótce tu wlecą, wyważając kopem drzwi xD no i oczywiście będzie też trochę szerzej o Cece :) kolejny nn na warsztacie :) nie wiem, kiedy skończę :)
Pozdrawiam :3
Cece rozpaczliwie potrzebująca cienkopisa :c
Genialne :D Nie mogłam się oderwać od ekranu \(*o*)/
OdpowiedzUsuńPragnę więcej !!!!
Ooo rety, ja tak sfailowałam XD
OdpowiedzUsuńPierw przeczytałam notkę z Charlsem i dopiero później się zorientowałam że pod spodem jest jeszcze jedna xD
Tym bardziej byłam zszokowana kiedy przenieśli się do innego świata :O
Genialne, jeżu, nawet mój mózg nie ogarnia światów, które tworzysz...
I oby cię wena nie opuściła, feniksico!
Pozdrowienia :3
~Liri
E, zdarza się ;3 ważne, że się połapałaś :) chciałam dziś rzucić jeszcze en-ena, ale nie wiem, czy uda mi się całą wklepać (no bo trochu tego wyszło xD) dzięki :D serio, ja niegodna xD
UsuńPozdrawiam również :3