Kilka godzin wcześniej zapadł zmierzch, a na niebo wypłynął srebrzysty księżyc wraz ze swymi nieodłącznymi przyjaciółkami - gwiazdami. Nimfa siedząca przy ognisku spojrzała w czerń nieba.
"Tak, byłyśmy właśnie jak dwie gwiazdy, z których to jedna zgasła, pozbawiając drugą swego światła." - pomyślała Feniksica, nie przestając patrzeć w górę. Śmierć Ferrery boleśnie ugodziła w serce Nimfy, pozostawiając w nim otwartą ranę, która jeszcze przez długi czas się nie zagoi. Dziewczyna czuła pustkę wewnątrz duszy. Chyba nikt bardziej nie przeżywał odejścia brązowookiej Feniksicy, niż ona. Westchnąwszy ciężko, oparła policzek o chropowatą korę drzewa. Dosłownie chwilę później ktoś zjawił się obok.
- Trzymaj - rzekła Cillianna, podając Nimfie miseczkę wypełnioną zaparzonymi ziołami. Szatynka niechętnie wzięła naczynie do rąk.
- Nie powinnaś jeszcze używać Migoczących Kroków - rzekła, mając na myśli technikę Cece, wykorzystującą przeskoki w przestrzeni. - Wczoraj byłaś w stanie krytycznym i...
- Nie musisz się o mnie martwić - przerwała jej brunetka, siadając na ziemi. - Będę pojawiać się i znikać, ile mi się podoba. Odzyskałam już wystarczającą ilość energii.
- Nie da ci się czegokolwiek narzucić, co? - westchnęła Nim, uśmiechając się cierpko. Cillianna posłała jej szeroki uśmiech.
- Dokładnie. A teraz pij te ziółka, bo się Devcio wścieknie.
Czarnowłosa wzięła łyk naparu, po czym przeklęła.
- Gorzkie jak cholera - powiedziała, krzywiąc się przy tym. - A tak przy okazji, gdzie Devon? - spytała, odstawiając ukradkiem miskę na bok.
- Ech... Pracuje w laboratorium - mruknęła, chcąc jak najszybciej pominąć, nad czyim ciałem szatyn prowadził badania. - E! Ziółka, Nimfo, ziółka! - warknęła, spoglądając na przyjaciółkę spod byka. - Nie myśl sobie, że się wymigasz.
Feniksica pokręciła głową, ale wychyliła całą miseczkę na raz.
- Zadowolona? - burknęła, stawiając naczynie obok siebie. Cece skinęła głową. Przez chwilę panowała cisza, mącona jedynie ściszoną rozmową Aresa i Eragona, znajdujących się kilkanaście metrów dalej. Bliżej jaskini siedział Leonardo. W ręku trzymał kawałek drewna, w którym zapamiętale dłubał długim nożem, tworząc bez celu kolejne otwory. Przywódca dawno się tak nie zachowywał. Normalnie, pewnie rozmawiałby żywiołowo z resztą Feniksów albo przynajmniej poszedłby potrenować, jak to miał w swoim zwyczaju. Właściwie to nikt nie zachowywał się jak zwykle. Nawet rozmowa Smoczego Jeźdźca z błękitnookim Feniksem, dotycząca zbliżającego się Przelania Krwi, wyglądała bardziej na chłodną wymianę zdań niż przyjacielską pogawędkę. Cillianna westchnęła głośno. Mimo że śmierć Ferrery odcisnęła znamię na wszystkich, dziewczyna nie czuła w sercu przeraźliwego smutku. Prawdopodobnie było to spowodowane tym, że słabo znała Feniksicę. Prawdę mówiąc, rzadko się widywały, a jeszcze rzadziej rozmawiały. Jednak, mimo wszystko Ferr była członkiem ich drużyny i Cece wiedziała, że należy o tym pamiętać oraz przede wszystkim - wziąć sobie do serca ostrzeżenie Różanych. Z tego, co mówił Leo, wynikało, że znalazł martwą dziewczynę jedynie kilka kilometrów od ich kryjówki. Bractwo Nocy za wszelką cenę chciało ich znaleźć, znaleźć i zniszczyć, a śmierć kolejnego Feniksa dobitnie o tym świadczyła.
Niespodziewanie, do Feniksic podszedł Eragon. Zaraz za nim dreptał Ares.
- Posłuchajcie - rzekł dosyć głośno, patrząc na kobiety. - Widząc, co się ostatnio dzieje, zrozumiałem coś. Chcę wam pomóc, z całego serca... I właśnie dlatego muszę jak najszybciej stać się Feniksem - westchnął, zaciskając dłoń w pięść. - Nie chcę już dłużej być bezużyteczny w walce. Nie chcę znowu patrzeć, jak obrywacie za mnie baty. Jestem gotów do Przelania Krwi.
- Jesteś pewny? - spytała Cillianna, chwytając go za nadgarstek. - Musisz mieć świadomość, że jeśli do nas dołączysz, wiele rzeczy ulegnie zmianie... Ostatnio Różani zaczęli wysługiwać się pospólstwem, wyznaczając nagrody za nasze głowy. Nie będziesz dłużej bezpieczny w Veightvillage... - powiedziała cicho.
- Wiem o tym - rzekł spokojnie Eragon, delikatnie muskając dłoń Feniksicy. - Jednak jestem przekonany, że dam sobie radę.
- Ale pamiętaj, że jeśli dasz się zabić Różanym, to znajdę cię i wskrzeszę tylko po to, żebym sama mogła cię ukatrupić - mruknęła Cece, odsuwając się od Bromssona, starając się ukryć rumieńce.
- Nie umrę, Cillianno - szepnął Jeździec, spuszczając wzrok.
- Niczego nie rozumiesz - rozległ się po chwili głos za nimi. Leo wstał z ziemi, rzucając na nią kilka drzazg, czyli to, co zostało z kawałka drewna. - Samo Przelanie niczego nie zmieni. Nieskończona nieśmiertelność będzie wytwarzała się w tobie przez wiele miesięcy. Pierwsze przemiany będą sprawiać nieludzki ból. Dar może pojawić się po kilku dniach albo po kilku latach. Nadal będziesz słaby - rzekł chłodnym tonem, podchodząc do Eragona. - I nadal nie będziesz w stanie nikogo obronić - powiedział hardo, zaciskając dłoń na koszuli chłopaka.
- Natychmiast przestańcie! - warknęła Nimfa, próbując ich rozdzielić. Bezskutecznie.
- Przynajmniej chcę coś zrobić, a nie siedzieć bezczynnie, patrząc, jak Różani mordują moich towarzyszy! - wrzasnął Eragon, odpychając od siebie Leonarda.
- Leo! Do jasnej cholery, uspokój się! - krzyknęła Cillianna, szarpiąc Feniksa za niedźwiedzią skórę, w którą był ubrany. Przywódca był na skraju wybuchnięcia gniewem. Posłał brunetce wściekłe spojrzenie, po czym odsunął ją gwałtownie poza teren walki. Dziewczyna uderzyła plecami w drzewo. Jęknąwszy z bólu, złapała się za żebra. Z jej ust pociekła strużka krwi.
- Cece! - Nimfa w sekundę znalazła się przy przyjaciółce. - Cillianno! Wszystko w porządku?!
Dziewczyna wytarła czerwoną substancję wierzchem dłoni.
- Nic mi nie jest - rzekła ostrym tonem, próbując wstać. Kręciło jej się w głowie. Znowu zużyła prawie całą energię. Igrała z wieczną śmiercią...
- Jak możesz zarzucać mi, że niczego nie robię?! - wydarł się niespodziewanie brunet. - Na twoją rodzinę nikt nigdy nie polował! Nie straciłeś wszystkich, którzy cokolwiek dla ciebie znaczyli, w ciągu paru sekund! Jak śmiesz uważać, że choć trochę mnie rozumiesz?! Nie jesteś taki jak my! Nigdy nie pojmiesz, przez co przeszliśmy! - Feniks nie odpuszczał. Czuł w sercu żar. Wściekłość.
- Nimfo - szepnęła śmiertelnie blada Cillianna. - Leć po Devona. Jeśli Leo się przemieni, będziemy mieli przerąbane.
Szatynka jedynie skinęła głową, po czym zerwała się do biegu, znikając między drzewami.
Powietrze przeciął wrzask Leonarda. To nie był już ludzki krzyk... W jednej chwili wszystkie jego emocje eksplodowały. Odbiwszy się od ziemi szybkim ruchem, skoczył w stronę zdezorientowanego Smoczego Jeźdźca. W momencie, w którym wylądował, potężne tąpnięcie wzbiło w górę chmurę pyłu. Kurz powoli opadał, odsłaniając potężną sylwetkę dwumetrowego tygrysa. Zwierzę ryknęło, ogłuszając na moment Feniksicę. Dziewczyna wciągnęła głośno powietrze. Nie mogła nic zrobić. Mimo że ledwie trzymała się na nogach, chwiejnie wstała, przytrzymując się drzewa.
Musiała mu powiedzieć. To był jedyny sposób, by go uratować.
- Przynajmniej chcę coś zrobić, a nie siedzieć bezczynnie, patrząc, jak Różani mordują moich towarzyszy! - wrzasnął Eragon, odpychając od siebie Leonarda.
- Leo! Do jasnej cholery, uspokój się! - krzyknęła Cillianna, szarpiąc Feniksa za niedźwiedzią skórę, w którą był ubrany. Przywódca był na skraju wybuchnięcia gniewem. Posłał brunetce wściekłe spojrzenie, po czym odsunął ją gwałtownie poza teren walki. Dziewczyna uderzyła plecami w drzewo. Jęknąwszy z bólu, złapała się za żebra. Z jej ust pociekła strużka krwi.
- Cece! - Nimfa w sekundę znalazła się przy przyjaciółce. - Cillianno! Wszystko w porządku?!
Dziewczyna wytarła czerwoną substancję wierzchem dłoni.
- Nic mi nie jest - rzekła ostrym tonem, próbując wstać. Kręciło jej się w głowie. Znowu zużyła prawie całą energię. Igrała z wieczną śmiercią...
- Jak możesz zarzucać mi, że niczego nie robię?! - wydarł się niespodziewanie brunet. - Na twoją rodzinę nikt nigdy nie polował! Nie straciłeś wszystkich, którzy cokolwiek dla ciebie znaczyli, w ciągu paru sekund! Jak śmiesz uważać, że choć trochę mnie rozumiesz?! Nie jesteś taki jak my! Nigdy nie pojmiesz, przez co przeszliśmy! - Feniks nie odpuszczał. Czuł w sercu żar. Wściekłość.
- Nimfo - szepnęła śmiertelnie blada Cillianna. - Leć po Devona. Jeśli Leo się przemieni, będziemy mieli przerąbane.
Szatynka jedynie skinęła głową, po czym zerwała się do biegu, znikając między drzewami.
Powietrze przeciął wrzask Leonarda. To nie był już ludzki krzyk... W jednej chwili wszystkie jego emocje eksplodowały. Odbiwszy się od ziemi szybkim ruchem, skoczył w stronę zdezorientowanego Smoczego Jeźdźca. W momencie, w którym wylądował, potężne tąpnięcie wzbiło w górę chmurę pyłu. Kurz powoli opadał, odsłaniając potężną sylwetkę dwumetrowego tygrysa. Zwierzę ryknęło, ogłuszając na moment Feniksicę. Dziewczyna wciągnęła głośno powietrze. Nie mogła nic zrobić. Mimo że ledwie trzymała się na nogach, chwiejnie wstała, przytrzymując się drzewa.
Musiała mu powiedzieć. To był jedyny sposób, by go uratować.
- Wbij mu miecz między żebra! - krzyknęła tak głośno, jak tylko potrafiła. Tylko to mogło zmusić Feniksa do przybrania na powrót człowieczej formy. Tylko to mogło teraz uratować Eragona...
Chłopak szybko dobył Brisingra. Tygrys był wyraźnie rozjuszony, ryczał raz po raz, czekając tylko na odpowiedni moment do ataku. W jego żółtych ślepiach nie było nic, oprócz zwierzęcego gniewu. Wszystkie ludzkie uczucia Leo jakby wyparowały.
Zatracił się.
Bromsson w ostatniej chwili uniknął ostrych kłów. Nie czekając na nic, uderzył mieczem w przednią łapę bestii, mając nadzieję, że ją zdekoncentruje. Twarda niczym biała stal skóra tygrysa pozostała jednak w jednym kawałku. Nie mógł go nawet drasnąć. Wielki kot rzucił się na mężczyznę, zdenerwowany jego atakiem. Nie było opcji, by Jeździec zdążył uskoczyć. Rudo-czarna łapa świsnęła w powietrzu, które po chwili wypełnił zapach krwi...
Cieniobójca ostrożnie otworzył oczy. Nadal był w jednym kawałku.
"Tylko dlaczego?" - przeleciało mu przez myśl. Spojrzał przed siebie. Drobny chłopak o złocistych włosach stojący przed nim nagle runął na ziemię. Szkarłatna posoka szybko wydobywała się z jego ran i spływała na suchą glebę, jak gdyby chcąc ją napoić.
- O matko... ARES! - krzyknęła Cillianna, podbiegając do blondyna. Klękając przy nim, chwyciła za kryształ znajdujący się na jej szyi i wydobyła z niego pozostałą resztkę energii. Następnie wyciągnęła dłonie przed siebie i skupiła moc w jednym miejscu. Złotawe światło pokryło tors Feniksa, rozorany atakiem przywódcy, wnikając powoli w rany. Pazury Leonarda przecięły nawet organy wewnętrzne.
- Na Wielkiego Feniksa! - wrzasnęła nagle Nimfa, która właśnie wróciła razem z Devonem. Brodaty mężczyzna spojrzał na nieprzytomnego Aresa, a potem rzucił wściekłe spojrzenie tygrysowi, oblizującemu krew z łapy.
- Zatłukę cię, gnoju. Zatłukę jak psa! - wycharczał, biegnąc w stronę Leo.
- Cece! - Nimfa dopadła do brunetki. - Wykończysz się, jeśli zaraz nie przestaniesz! - ryknęła, potrząsając Cillianną za ramiona.
- To nieistotne. Nie mogę pozwolić, by zginął. Dostarczcie mi po prostu więcej energii - mruknęła, nie przerywając leczenia. Eragon, który do tej pory stał jak skamieniały, podszedł szybko do kobiet i wbił Brisingra w ziemię.
- Możesz wziąć całą - rzekł cicho, jakby wciąż nie mogąc uświadomić sobie, co właśnie się stało. Dziewczyna położyła rękę na głowicy miecza i zaczerpnęła z jasnobłękitnego kryształu.
Po kilkunastu sekundach tygrys padł na ziemię. Devonowi udało się wbić sztylet między jego żebra. Miodowooki nie wyszedł jednak bez szwanku. Krew spływała po jego rękach i z niewielkiej rany na policzku.
Ostra konwulsja wstrząsnęła ciałem Leonarda i po chwili znowu przybrał swoją prawdziwą postać. Leo popatrzył oszołomiony na blondyna, nad którym pochylała się reszta Feniksów. Zadrżał, pojąwszy, co uczynił. Gdyby błękitnooki nie wskoczył pomiędzy niego a tego półelfa, Eragon zapewne byłby martwy. Niespodziewany cios w szczękę przewrócił przywódcę na ziemię.
- Coś ty sobie myślał?! - wrzasnął brodaty Feniks, pochylając się nad leżącym. - Nie masz prawa odbierać życia niewinnym! Chyba ci już do reszty ten mózg przeżarło!
- Ja... - szepnął, a po jego twarzy potoczyło się kilka łez. - Ja nie wiedziałem, co się ze mną dzieje... - zacisnął dłoń w pięść. - Jestem gorszy niż dzikie zwierzę... - głos Leo zaczął się łamać. Wstał na równe nogi, po czym odbiegł w kierunku znanym wyłącznie sobie.
- Leonardo! - wrzasnęła za nim Nimfa, jednak Cillianna ją uciszyła.
- Nie czas się nim przejmować. Przejdzie mu. Teraz trzeba zająć się ranami Aresa.
- Ale... ale ten idiota... - zająknęła się, lecz urwała, widząc wzrok przyjaciółki. - Przenieśmy rannego do bezpiecznego miejsca - szepnęła, spuszczając głowę.
Chłopak szybko dobył Brisingra. Tygrys był wyraźnie rozjuszony, ryczał raz po raz, czekając tylko na odpowiedni moment do ataku. W jego żółtych ślepiach nie było nic, oprócz zwierzęcego gniewu. Wszystkie ludzkie uczucia Leo jakby wyparowały.
Zatracił się.
Bromsson w ostatniej chwili uniknął ostrych kłów. Nie czekając na nic, uderzył mieczem w przednią łapę bestii, mając nadzieję, że ją zdekoncentruje. Twarda niczym biała stal skóra tygrysa pozostała jednak w jednym kawałku. Nie mógł go nawet drasnąć. Wielki kot rzucił się na mężczyznę, zdenerwowany jego atakiem. Nie było opcji, by Jeździec zdążył uskoczyć. Rudo-czarna łapa świsnęła w powietrzu, które po chwili wypełnił zapach krwi...
Cieniobójca ostrożnie otworzył oczy. Nadal był w jednym kawałku.
"Tylko dlaczego?" - przeleciało mu przez myśl. Spojrzał przed siebie. Drobny chłopak o złocistych włosach stojący przed nim nagle runął na ziemię. Szkarłatna posoka szybko wydobywała się z jego ran i spływała na suchą glebę, jak gdyby chcąc ją napoić.
- O matko... ARES! - krzyknęła Cillianna, podbiegając do blondyna. Klękając przy nim, chwyciła za kryształ znajdujący się na jej szyi i wydobyła z niego pozostałą resztkę energii. Następnie wyciągnęła dłonie przed siebie i skupiła moc w jednym miejscu. Złotawe światło pokryło tors Feniksa, rozorany atakiem przywódcy, wnikając powoli w rany. Pazury Leonarda przecięły nawet organy wewnętrzne.
- Na Wielkiego Feniksa! - wrzasnęła nagle Nimfa, która właśnie wróciła razem z Devonem. Brodaty mężczyzna spojrzał na nieprzytomnego Aresa, a potem rzucił wściekłe spojrzenie tygrysowi, oblizującemu krew z łapy.
- Zatłukę cię, gnoju. Zatłukę jak psa! - wycharczał, biegnąc w stronę Leo.
- Cece! - Nimfa dopadła do brunetki. - Wykończysz się, jeśli zaraz nie przestaniesz! - ryknęła, potrząsając Cillianną za ramiona.
- To nieistotne. Nie mogę pozwolić, by zginął. Dostarczcie mi po prostu więcej energii - mruknęła, nie przerywając leczenia. Eragon, który do tej pory stał jak skamieniały, podszedł szybko do kobiet i wbił Brisingra w ziemię.
- Możesz wziąć całą - rzekł cicho, jakby wciąż nie mogąc uświadomić sobie, co właśnie się stało. Dziewczyna położyła rękę na głowicy miecza i zaczerpnęła z jasnobłękitnego kryształu.
Po kilkunastu sekundach tygrys padł na ziemię. Devonowi udało się wbić sztylet między jego żebra. Miodowooki nie wyszedł jednak bez szwanku. Krew spływała po jego rękach i z niewielkiej rany na policzku.
Ostra konwulsja wstrząsnęła ciałem Leonarda i po chwili znowu przybrał swoją prawdziwą postać. Leo popatrzył oszołomiony na blondyna, nad którym pochylała się reszta Feniksów. Zadrżał, pojąwszy, co uczynił. Gdyby błękitnooki nie wskoczył pomiędzy niego a tego półelfa, Eragon zapewne byłby martwy. Niespodziewany cios w szczękę przewrócił przywódcę na ziemię.
- Coś ty sobie myślał?! - wrzasnął brodaty Feniks, pochylając się nad leżącym. - Nie masz prawa odbierać życia niewinnym! Chyba ci już do reszty ten mózg przeżarło!
- Ja... - szepnął, a po jego twarzy potoczyło się kilka łez. - Ja nie wiedziałem, co się ze mną dzieje... - zacisnął dłoń w pięść. - Jestem gorszy niż dzikie zwierzę... - głos Leo zaczął się łamać. Wstał na równe nogi, po czym odbiegł w kierunku znanym wyłącznie sobie.
- Leonardo! - wrzasnęła za nim Nimfa, jednak Cillianna ją uciszyła.
- Nie czas się nim przejmować. Przejdzie mu. Teraz trzeba zająć się ranami Aresa.
- Ale... ale ten idiota... - zająknęła się, lecz urwała, widząc wzrok przyjaciółki. - Przenieśmy rannego do bezpiecznego miejsca - szepnęła, spuszczając głowę.
***
Nie jestem zadowolona z tego rozdziału ;_; Ale następny, lepszy, już gotowy (niechże tylko przepiszę... ;_;) Ta notka miała być tak w okolicach niedzieli. Tak, tak. Zeszłej -_- Jakoś nie miałam ani ochoty, ani nastroju na wklepywanie czegokolwiek do kompa. Gomenasaj ;<
Zaraz postaram się wrzucić kilka artów do galerii ;)
Pozdrawiam wszystkich ;3
Cece
E tam "Nie jestes zadowolona" :D Kolejna świetna notka, która pochłoneła mnie po całości... :D Leo troche mnie wkurzył stwierdzeniem, że Eraś go rzekomo nie rozumie, bo mnie sie wydaje, ze Eraś go własnie chyba najlepiej rozumie... (Strażniczka filozofuje) xDD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D
Smocza Strażniczka, która własnie wróciła z wakacji :D
O to to to :D własnie o to chodzi xD dobry z ciebie filozof ;)
UsuńW sumie, to nn nie jest taki najgorszy (widzielibyście tego gniota przed przeróbkami...) ;) ale kolejny wydaje mi się już lepszy :)
No to tylko przepisać... ;-;
Pozdrawiam również :3
Cillianna
OCH MA GAD D: CO TU SIĘ NAWYRABIAŁO
OdpowiedzUsuńA *klęka* przepraszam, że tak długo mnie tu nie było *przyciska czoło do podłogi*
Ta notka jest genialna i kropka! Nie śmiej mi tu wyskakiwać z tym, że nie wyszła ;-;
Co to się dzieje...o ja nie mogę, jeszcze trochę i by Leo wszystkich pozabijał!
; ^ ;
Biedny Ares... och, krwawo u nas ostatnio ; - ;
Pozdrowienia!