poniedziałek, 28 lipca 2014

Karty losu

Saphira zerwała się do lotu i już po chwili, razem z Kai, szybowała w stronę Zatoki Błękitnych Mgieł. Ostatnimi czasy, te dwie smoczyce spędzały razem dużo czasu, zwłaszcza na "rybnych ucztach" nad Południowym Oceanem. Eragon spojrzał jeszcze raz w niebo. Skrzydlate bestie zniknęły już z jego oczu, jako niewielkie punkciki ginące w popołudniowych promieniach słońca.
- Te, księciunio, twoja kolejka - mruknął Devon, trącając Bromssona łokciem. Chłopak szybko zerknął na swoje karty, po czym wyłożył dziewiątkę kier. Miodowooki prychnął, wrzucając na kupkę królową karo. - Słabizna. Podkręćcie trochę tempo! Ares, dajesz.
- Już, już. Dajcie mi moment.
Blondyn przez chwilę zastanawiał się nad wyborem odpowiedniej karty, aż w końcu wyciągnął króla, a następnie spojrzał na Nimfę.
- Ech, chłopcy, żadna frajda grać z wami - burknęła, rzucając na ziemię jokera. - Znowu wygrałam.
- Ile można?! - wrzasnął Ares, ciskając kartami w stertę. - Piąty raz z rzędu! Oszukujesz, Nim!
- Wcale nie! - odkrzyknęła szatynka, siłując się z blondynem. Cała ta sytuacja wyglądała komicznie. Aż trudno było uwierzyć, że ci ludzie siedzący przy drzewie, naprzeciwko jaskini, bestrosko grający teraz w karty, na co dzień stają do nierównej walki z Bractwem Nocy.
- Jak dzieci. Jak dzieci - westchnął Devon, tasując karty. - To co? Jeszcze jedną kolejkę? - spytał, spoglądając z rozbrajającym uśmiechem na okładającą się dwójkę. - Teraz na pieniądze.
- Wchodzę! - krzyknęła dziewczyna, zajmując na powrót swoje miejsce. Ares usiadł obok niej.
- A niech to, ja też - rzekł, odczepiając mieszek od pasa.
- Nie mam nic przeciwko - dołączył Eragon.
Po chwili znowu siedzieli w kole, po kolei wykładając karty.
- Podbijam stawkę - uśmiechnęła się Feniksica, dokładając do nagrody srebrny sztylet z jasnoniebieskim kamieniem osadzonym w głowicy.
- Niezłe cacko. Mam nadzieję, że się z nim pożegnałaś - zaśmiał się Ares. - W takim razie dodaję jeszcze to - powiedział, wrzucając na środek drugą sakiewkę.
- Cholera, znowu będę spłukany - westchnął Smoczy Jeździec, wyciągając z kieszeni garść złotych monet. Devon nie pozostał im dłużny. Ciężka sakwa wylądowała obok sztyletu.
- Dev! Skąd ty masz tyle hajsu? - spytała Nimfa, oszołomiona patrząc na mieszek. - Na pewno go nie wygrałeś, bo za dobrze cię znam - uśmiechnęła się złośliwie. - Pamiętam, jak kiedyś...
- Cicho! - krzyknął mężczyzna. - Błagam, wszystko tylko nie te twoje zmyślone bajeczki, jak to się kiedyś schlałem i przegrałem wszystko, łącznie z gatkami.
Grupa ryknęła śmiechem. Dawno w nightwoodzkim lesie nie panowała taka beztroska atmosfera. W końcu mogli trochę odpocząć od Bractwa, które po bliższym ”zapoznaniu się" z Cillianną, postanowiło wycofać wszystkie oddziały patrolujące do Leśnej Jednostki. Było niemal tak, jak za Złotych Czasów Feniksów. Wreszcie nie musieli żyć ze strachem, że ktoś ich zaraz zaatakuje.
- Nie no, zostawić was na chwilę bez opieki, a wy już uprawiacie hazard - usłyszeli nagle kobiecy głos. Przed nimi stanęła Cillianna. Feniksica nadal była blada i miała posiniaczone ciało. Na lewym nadgarstku można było dostrzec ślady po kajdanach, prawa ręka zaś, jak zwykle, zakryta była skórzaną rękawicą. Spod rozpiętej białej koszuli wyglądały bandaże pokrywające całą klatkę piersiową. Mimo wszystko dziewczyna uśmiechała się. Zupełnie, jakby nie była tą Cillianną, którą wczoraj znaleźli, leżącą w kałuży krwi.
- No tak... Kazałem ci odpoczywać, ale przecież mogłem się domyślić, że taka uparta koza jak ty będzie musiała postawić na swoim... - mruknął szatyn, poprawiając okulary na nosie. W odpowiedzi Cece wytknęła na niego język.
- Ewidentnie doszła do siebie - stwierdziła Nimfa, po czym zaśmiali się. - A, zapomniałabym. Mam coś, co należy do ciebie - rzekła czarnowłosa, podnosząc się z miejsca. Przez chwilę szperała w kieszeniach czarnych, skórzanych spodni, aż w końcu wyciągnęła fioletowy skrawek materiału.
- Moja wstążka! - Cillianna wzięła ją od Nimfy i szybko wplotła we włosy. - Musiałam zgubić ją wtedy gdzieś w lesie... Całe szczęście, że ją znalazłaś. Dużo dla mnie znaczy... Dziękuję - uśmiechnęła się Cece, siadając pod drzewem.
- Na pewno nie chcesz dołączyć do gry? - spytał Ares, a Feniksica pokręciła głową.
- Dobrze wiesz, co o tym sądzę. A poza tym nie mam przy sobie nawet miedziaka - splotła dłonie na brzuchu, zamykając oczy. Ciepły wiatr bawił się jej kasztanowymi włosami. Mimo tych wszystkich ran i blizn, wyglądała naprawdę pięknie. Bromsson nie mógł oderwać od niej wzroku.
- E, księciunio! Znowu zatrzymujesz grę! - warknął zniecierpliwiony szatyn, drapiąc się po brodzie. Na pewno zauważył, w kogo Eragon był zapatrzony, jednak nie skomentował tego nawet słowem.
- Leonardo się zbliża. Wyczuwam jego aurę. Ciekawe, czy cokolwiek upolował... - uśmiechnęła się Cillianna, nie otwierając oczu.
- Przecież to Pan Przywódca, Mistrz Łuku! - zakrzyknął Ares.
- Mieliśmy go nazywać Ten, Przed Którym Spieprzają Wiewiórki... - poprawiła go Nimfa. Feniksy i Smoczy Jeździec znowu ryknęli śmiechem.
- Nie ważne - uciął Devon. - Ważniejsze jest to, że jak nie przestaniecie się tak drzeć, to was usłyszy. Jest jakieś sto, no może dziewięćdziesiąt metrów od nas.
Faktycznie, Leonardo był blisko. Mogli go już dostrzec, idącego między drzewami. W ramionach niósł jakiś nieznany przedmiot, prawie tak wielki, jak on sam. Był on jednak przykryty brązowym płaszczem, przez co Feniksy nie mogły go zidentyfikować.
- Czekajcie. Leo... - powiedziała nagle Nimfa, podnosząc się z miejsca.
- Ej, no, zostaw go. Trzeba dokończyć partyjkę, bo chcę już zabrać waszą kasę - przerwał jej miodowooki, uśmiechając się szyderczo. Feniksica upuściła karty. - Ej! Co jest?! - wrzasnął Devon.
- Coś jest z nim nie tak - odpowiedziała za przyjaciółkę Cillianna. Ares, Eragon i Devon momentalnie również odłożyli karty, po czym wstali z trawy. Cece podeszła szybkim krokiem do Leonarda. - Co się dzieje? - spytała, patrząc na twarz mężczyzny, pokrytą kurzem i ziemią. Kilka sekund później dołączyli do nich pozostali.
- Leonardo! - krzyknął Ares, kiedy przywódca upadł na kolana. Brunet położył ostrożnie przedmiot na ziemi i odkrył z niego płaszcz.
- O matko - szepnęła Nimfa, klękając obok. - Nie. To przecież niemożliwe.
Tuż przed Leo leżała Ferrera. Z jej piersi wystawała końcówka różanej strzały.
- Ferr... - po policzkach dziewczyny potoczyło się kilka łez. - Ferrera! Przecież wszystko miało być dobrze, pamiętasz?! Przecież to sobie obiecałyśmy! - zawyła żałośnie.
- Ona jest martwa, Nimfo - Cillianna położyła rękę na ramieniu przyjaciółki, lecz błękitnooka odtrąciła ją.
- To nie może być prawda! - krzyknęła Feniksica, przyciskając do siebie dłoń Ferrery. - Musisz się odrodzić! Musisz! - wychrypiała, pochylając się nad zwłokami.
- Leżała w lesie. Kiedy ją znalazłem, już nie żyła - powiedział cicho Leo. Jego głos był inny. Nie było w nim słychać mocy i potęgi, która zawsze od niego biła. Był załamany. - Pogrzebmy ją. - szepnął, wlepiając pusty wzrok w ziemię.
- Czekaj - przerwał mu Devon. - Przepraszam za to, co teraz powiem, ale... po prostu nigdy nie miałem okazji przeprowadzać badań nad ciałem innego Feniksa... i... czy mógłbym... - zaczął, patrząc błagalnie na Leonarda. - Dzień wystarczy. Jeden dzień, no proooszę.
Mężczyzna jedynie skinął głową. Feniks szybko podniósł truchło z ziemi, starając się, by na jego twarz nie wypłynął psychopatyczny uśmiech.
- Gorszy niż nekrofil - mruknął ledwo słyszalnie blondyn, patrząc, jak szatyn niesie zwłoki do swojego laboratorium w międzywymiarowej piwnicy.
***
Na najwyższym wzgórzu lasu Nightwood, z którego roztaczał się cudowny widok na całą okolicę, stały dwie osoby.
- Hmm... więc wychodzi na to, że miałem rację, prawda? - mruknął czarnowłosy mężczyzna. Jego błękitne oczy zalśniły w słońcu. - To naprawdę był ostatni dzień Ferrery. Los zesłał mi dobre karty.
Kobieta stojąca obok uśmiechnęła się, poprawiając kołczan wypełniony różanymi strzałami, przewieszony przez ramię.
- A skoro jest martwa, to znaczy, że mogę wreszcie wstąpić na prawdziwą ścieżkę życia? Mogę wstąpić do Bractwa Nocy? - szepnęła przejęta. Najdłuższy kosmyk jej krótko przyciętych, brązowych włosów lekko falował na ciepłym wietrze.
- Masz pewną posadę. W końcu lord Valentine nie mógłby odrzucić kogoś, kto posiada moją rekomendację, droga Faris - szatyn uśmiechnął się szeroko.
- Dziękuję, panie Black - rzekła brunetka, spoglądając lewym okiem na ocean. Prawe było zakryte czarną przepaską, którą przytrzymywały metalowe łańcuszki. - Naprawdę panu dziękuję...
- Od jutra będziesz mówiła do mnie "dowódco Fergusie". Gwarantuję, że znajdziesz się w moim oddziale... A teraz chodźmy. Trzeba jakoś uczcić pokonanie kolejnego wroga.
- Tak jest - skinęła głową Faris, po czym podążyła za Blackiem.
***
Tam, tam, tam~! Wreszcie coś napisałam :D A, no i wreszcie pierwszy poważny trup :D (Minuta ciszy dla Ferrci ;)) No, dobra. Wracając do spraw organizacyjnych - kolejna notka jeszcze nie tknięta, ale bez obaw, bo tą tu napisałam zaledwie wczoraj, bo kilkudniowym okresie "bezwenowym" :D (tonem "fachowca" z budowy) bęęędzie dooobrze, panie kierowniku :D Jak wam się podoba Faris? :) (Fergusełek się cieszy :)) Zapraszam do komentowania :D
A po więcej Devona, zapraszam tu :)

6 komentarzy:

  1. Deeeeevoooon :D
    nie chce mi się kliknąć w link, są tam te obrazki że spamu na gg? :p Już ci je nachwaliłam.
    By the way, wiesz, że z Liri zakładamy twój fanklub? Mianowałam się prezesem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieee, obrazki będą później, a w linku jest coś speszul od Cross (polecam gorąco, ja nie mogłam się oderwać :D)
      Hahaha :D Cece taki fejm :D Chyba się dziś wezmę za następnego en-ena :D oby tylko wena dopisała... Jeszcze jeden rozdział i będę mogła zacząć coś, na co długo czekałam :D (Tak, będzie Devcio... Duuuużo Devcia :3)
      Pozdrawiam :3

      Usuń
  2. Świetna notka (karty! :D Hazardeł)
    Minuta ciszy dla wszystkich poległych w ostatnich notkach *hlip*
    Czekam na następną :3
    (Post Scriptum, szykuję coś specjalnie dla Ciebie! :D)
    ~Lirienne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Karty, karty mnie prześladują :D i w rysunkach i nawet w opku nie mogło ich zabraknąć :D i pewnie to nie był ostatni raz, kiedy się pojawiły :D
      Uuu, Liri taka tajemnicza :D czekam zatem :D
      Pozdrawiam :3
      Cece

      Usuń
  3. Deeeeeeevvvooooonnnn :D

    Za każdym razem jak mówił do Eragonka "księciunio" wybuchałam śmiechem xDD i To określenie Leośka - "Ten przed którym spieprzają wiewiórki" XDD Myślałam, że umrę ze śmiechu :D A potem prawie się poryczałam. Biedna Ferrera...

    Kolejna bombowa notka. Czekam na więcej. Mam nadzieję, że jak już wróce do domu, będzie na mnie czekać kilka NNów ;)

    Pozdrawiam :D

    Strażniczka

    P.S. Zastanawiam się co z innymi bohaterami z "Eragona". Nie pojawią się? :o Choćby Arya... :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak będzie wena, to oczywiście :D
      Hmm... Arya i spółka? Możliwe, że pojawią się, ale nie w najbliższych notkach :< narazie muszę ogarnąć świat Feniksów i al... Eee... Dowiecie się w swoim czasie ;P
      Tymczasem zdycham, bo gorąco :D spróbuję coś skrobnąć wieczorem :)
      Pozdrawiam i życzę miłych wakacji :D
      Cece

      Usuń