wtorek, 8 lipca 2014

Kerrain Sarres

- Idź już do siebie - mruknął Devon do siedzącego na jego łóżku półelfa. Eragon spędził tu już dobre kilka godzin, czuwając przy nieprzytomnej Cilliannie. Na dodatek praktycznie w ogóle się nie odzywał, co jeszcze bardziej irytowało czarnowłosego Feniksa. - No do cholery, chłopie, jest już po północy! Nie martw się i idź odpocząć. Nic jej nie będzie, Ares porządnie zszył jej rany.
Smoczy Jeździec odwrócił się w stronę umięśnionego mężczyzny i spojrzał na niego.
- Devonie... - powiedział cicho, spuszczając wzrok. - To moja wina.
Feniks ściągnął okulary i przetarł szkła rąbkiem koszulki, którą miał na sobie.
- Matko - prychnął. - To moja wina - przedrzeźnił Eragona. - To nie była niczyja wina. Gdybyś znał Cece trochę lepiej, wiedziałbyś, że nawet gdybyśmy ją wtedy skuli i zamknęli w jakiejś leśnej jaskini, to ona i tak polazłaby sama do tego pieprzonego Faethynu. Jej nie da się zmienić. Narzucić swoje poglądy, ukierunkować - machnął ręką. - To nic nie da. Ona jest jak dzikie zwierzę - skończył, podchodząc do niewielkiego regału. Przez chwilę Devon szperał w jakimś pudełku, aż w końcu wyciągnął z niego fiolkę wypełnioną do połowy przezroczystym płynem.
- Mogłem kazać jej zostać ze mną i z Nimfą, kiedy przyjęła swoją drugą formę - westchnął Bromsson, wspominając to wydarzenie. - Ale pozwoliłem jej biec przodem. Skazałem ją na to cierpienie. To ewidentnie moja wina.
Szatyn ponownie prychnął. Miał już dosyć eragonowego użalania się nad sobą.
- Masz - wcisnął mu w dłoń fiolkę. - Wylecz swoje rany. A potem idź stąd, bo naprawdę się wkurzę.
- Dzięki - powiedział cicho Eragon, wstając. - Przepraszam, że nadużywam twojej gościnności - rzekł, po czym wyszedł, zamykając za sobą drzwi sypialni.
- Gościnność, też mi coś - westchnął Devon, spoglądając na Cilliannę leżącą w jego łóżku. - Jak jest spokój, to jest spokój. A jak tylko pojawi się jeden problem, to po chwili jest już ich cała masa...
***
Nimfa siedziała przy drzewie obok jaskini, wpatrując się w płonące ognisko. Była sama - wszyscy nagle mieli jakieś ważne sprawy do załatwienia. Leo nadal nie wrócił z polowania, Ferrera siedziała w bibliotece, a Ares i Devon zajmowali się ranami Cillianny i Eragona.
Feniksica westchnęła, obejmując rękoma kolana. Nie chciała ich dodatkowo zamartwiać swoim stanem zdrowia, ale błękitnooki chłopak obiecał, że się nią zajmie, kiedy tylko uzdrowi Smoczego Jeźdźca. Tak, na Aresa zawsze można było liczyć.
Nagle Nimfa usłyszała jakiś szelest. Dosłownie sekundę później zjawiła się Ferrera.
- Słyszałam, że wróciliście - powiedziała, siadając obok przyjaciółki.
- Tak - westchnęła lakonicznie Nim. Nie miała ochoty opowiadać teraz Feniksicy o problemach napotkanych po drodze.
- Wszyscy cali? - spytała dziewczyna lekko przestraszona, patrząc na ręce Nimfy owinięte bandażem.
- Cillianna znowu narobiła sobie kłopotów - mruknęła w odpowiedzi. - I na dodatek Eragon też nieźle oberwał.
- Mogę uzdrowić twoje rany... - zaoferowała brunetka, lecz błękitnooka uciszyła ją gestem.
- Nie trzeba. Poza tym Ares mi to obiecał.
Ferrera uśmiechnęła się nieznacznie.
- No tak... Wszyscy macie o wiele pożyteczniejsze moce niż ja. Właściwie, to nie mam już żadnej, od kiedy ten Smoczy Jeździec się tu zjawił...
Nimfa spojrzała na przyjaciółkę. Odkąd sama straciła dar wyczuwania aury, lepiej rozumiała sytuację, w której znajdowała się Ferrera.
- Może po prostu szykuje się u ciebie duża zmiana? Pamiętasz te historie o Starożytnych, którym co jakiś czas przekształcały się umiejętności? - czarnowłosa położyła dłoń na ramieniu przyjaciółki. - Nie martw się, wszystko będzie dobrze. Cece wyzdrowieje, Różani się od nas odczepią, a ty posiądziesz nową moc. Zaufaj mi - uśmiechnęła się szeroko. - Będzie dobrze.
Brunetka wstała i otrzepała brązową sukienkę.
- Dzięki, Nimfo - szepnęła. - Na mnie już czas. Muszę dostać się do wioski przed świtem.
Feniksica skinęła głową i pomachała przyjaciółce na pożegnanie.
- A ty długo tu jesteś? - rzuciła nagle pytanie w ciemność, odwracając się z powrotem w kierunku ogniska.
- Dopiero przyszedłem - odparł męski głos. Chwilę później z mroku wynurzył się wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna. Jego miodowe oczy jak zwykle były ukryte za szkłami okularów. Usiadł naprzeciwko Nimfy, po czym wyciągnął z kieszeni spodni paczkę papierosów.
- O nie, nie, nie. Chyba nie myślisz, że możesz sobie przy mnie jarać?! - wrzasnęła na niego kobieta. Ten jednak, nie przejmując się niczym, zapalił papierosa za pomocą magii, a puste pudełko położył obok siebie. Czarnowłosa zerwała się z miejsca i podszedłszy do mężczyzny, wyrwała niedopałek z jego ust.
- Ej no, Nimfa! To mój ostatni - jęknął Devon, patrząc jak Nim depcze peta. - No świetnie. Teraz specjalnie będę musiał naginać do "alternatywu" po nowe - mruknął ze złością. - Serca nie masz.
- Mógłbyś sobie dać spokój z tymi używkami - westchnęła Feniksica, wracając na miejsce.
- Bo co? Bo... umrę? - chłopak wybuchnął śmiechem. - Istota nieskończenie nieśmiertelna ma się bać śmierci?
- Nie. - ucięła kobieta. - Po prostu nie lubię, kiedy palisz.
Devon przeczesał włosy dłonią.
- No widzisz? Nie palę. Dopięłaś swego. Ech, jutro wieczorem będę musiał uruchomić portal - dodał Feniks po chwili ciszy.
- Znowu wrócisz po miesiącu? - spytała z przekąsem dziewczyna, spoglądając na Devona czyszczącego okulary.
- Nie. Tym razem będzie szybciej. Góra pół dnia - mruknął, nie przerywając czynności. - A. Zapomniałbym. - powiedział nagle, zakładając okulary. - Ares cię szukał. Jest pewnie u mnie w domu.
- No dobrze - westchnęła Nimfa, wstając. - Lepiej od razu do niego pójdę.
Mężczyzna tylko mruknął coś na potwierdzenie, nawet na nią nie patrząc. Cały Devon. Ciągle zamknięty w swoim umyśle, nie mający pojęcia, co się dzieje w otaczającym go świecie.
"Aż dziwne, że kiedyś widziałam w nim coś więcej..." - pomyślała Feniksica, zagłębiając się w ciemny las z kulą magicznego światła w dłoni.
Po kilkunastu minutach Nimfa dotarła na miejsce. Drewniany domek postawiony na palach w pobliżu wodospadu był oświetlony kilkoma papierowymi latarenkami, które Devon przywiózł z podróży do jednego z alternatywnych światów.
Dziewczyna skrycie zazdrościła mężczyźnie jego umiejętności - otwierania portali między wymiarami. Sama chętnie zwiedziłaby miejsca, o których jedynie wspominał czarnowłosy Feniks. Z tego, co wiedziała, istniało dokładnie siedem wymiarów oraz zaświaty, po których ponoć błąkały się dusze Starożytnych Feniksów, czekając na odrodzenie. Czasem Nimfa zastanawiała się, czy właśnie tam znajdują się jej przyjaciele, polegli w czasie ataku Bractwa Nocy. Do dziś pamiętała spalone wioski, martwe ciała trafione strzałami wykonanymi z czarnych róż, zawodzenie pozostałych przy życiu Feniksów nad swoimi nieżywymi bliskimi, chociaż była wtedy jeszcze małą dziewczynką.
Porzucając te myśli, Nimfa wspięła się po drabinie, po czym weszła do chatki.
- No, jesteś wreszcie - mruknął błękitnooki blondyn na jej widok. - Już myślałem, że te rany prędzej ci się same zrosną, niż tu przyjdziesz.
Feniksica uśmiechnęła się radośnie, po czym zmierzwiła włosy Aresowi. Ten tylko burknął coś cicho i zabrał się za otwieranie klapy w podłodze. Pod nimi ukazało się nieduże laboratorium - dziewczyna wcale nie była tym zdziwiona, chociaż z zewnątrz widziała, że niemożliwe jest, by ten dom posiadał piwnicę. To był właśnie jeden z portali Devona.
- Co się tak gapisz? Właź - nakazał Feniks, pośpieszając Nimfę. Kiedy już znaleźli się w środku, dziewczyna usiadła na metalowym stoliku i podwinęła koszulę, odsłaniając brzuch poznaczony świeżymi bliznami.
- Dasz radę to uleczyć? - spytała, patrząc, jak momentalnie Ares się nadyma.
- Ja nie dałbym rady? Ja?! To bułka z masłem! - krzyknął, a jego głos rozległ się echem po pomieszczeniu.
- Taa... zwłaszcza że posiadasz dar uzdrawiania. Bez niego byłoby trudno, co?
Feniks nie odpowiedział. Chwycił szybko gogle leżące na metalowym blacie i założył je na głowę.
- Lepiej zasłoń oczy - burknął, patrząc na czarnowłosą kobietę, po czym zsunął gogle na twarz. Nimfa posłusznie wykonała polecenie. Wiedziała, że od światła wydzielającego się przy używaniu mocy Aresa, można łatwo oślepnąć. - Kerrain Sarres - mruknął chłopak i zbliżył dłonie do ciała kobiety. Dosłownie w tej samej chwili Nim poczuła, jak nieziemskie ciepło otula jej brzuch, wypełniając sobą każdą najdrobniejszą ranę. Po kilku minutach blask zniknął tak szybko, jak się pojawił. Ares odsunął się o kilka kroków, unosząc gogle, po czym rzucił spojrzenie na Feniksicę.
- Dzięki - powiedziała dziewczyna, uśmiechając się delikatnie. Na twarzy blondyna również pojawił się uśmiech.
- Ooo? A co tu Nimfa ukrywała? - mruknął, wskazując na tatuaż znajdujący się tuż pod prawą piersią Feniksicy. - Łowczyni Phantarm? Nie spodziewałem się tego po tobie...
- A ja nie spodziewałam się, że te twoje czary zniszczą moje zaklęcie maskujące. Nie lubię chwalić się swoją przeszłością, ale tobie mogę powiedzieć. Kiedyś służyłam w Czerwonym Oddziale... - przerwała na chwilę, uważnie patrząc na Aresa. - Chwila, chwila... - mruknęła podejrzliwie, podchodząc do niego. - Nie... niemożliwe! Ty jesteś Cherubem?! - wykrzyknęła, dźgając go palcem w klatkę piersiową.
- C-co?! O czym ty mówisz?! - pisnął blondyn, odsuwając się od Nimfy.
- Przecież wszystko się zgadza! Słodki, błękitnooki blondyn, nazywany przez towarzyszy broni Aniołkiem albo Cherubinem! Najmłodszy wicekapitan w dziejach Łowców!
- Cholera - westchnął Ares, poprawiając gogle na głowie. - Tylko nie mów reszcie, bo zatłukę. I wcale nie jestem słodki! Koniec tematu.
- Czekaj, czekaj - rzekła Nimfa, zatrzymując Feniksa, kiedy znalazł się przy drabinie prowadzącej do wyjścia z między wymiarowej piwnicy. - Prawy nadgarstek, prawda? - spytała, wlepiając wzrok w blondyna. Ares podwinął rękaw koszuli i zdjął zaklęcie ukrywające. Na jego ręce pojawił się czarny tatuaż - dokładnie taki sam jak u Nimfy - dwa skrzyżowane ze sobą równoległoboki, z czego jeden wyraźnie pogrubiony.
- Zadowolona? - mruknął niechętnie, po czym na nowo ukrył symbol Łowców Phantarm. - Jestem już zmęczony. Idę do jaskini - powiedział, po czym zaczął wspinać się po drabinie.
- Tak czułam - szepnęła do siebie Feniksica, patrząc za odchodzącym Aresem. Nagle wyraźnie posmutniała. Dobrze wiedziała, co się stało z Błękitnym Oddziałem, w którym wcześniej służył jej kompan.
Zginęli. Wszyscy, co do jednego, zostali zabici przez Różanych.
To był początek polowania na Feniksy...
***
Mam dla was niespodziankę - kolejny en-en (mega długi jak na mnie :)) już jest gotowy. Będzie on w całości traktował o przeszłości naszego kochanego Aresełka :) Wstawię możliwie szybko :)
Mam nadzieję, że uda mi się wkrótce dodać art do galerii, przedstawiający Areska z tatuażem :)
Zapraszam do komentowania :>
Cillianna

4 komentarze:

  1. Ach... Devon... on pali :D

    Co ja mam tu komentowac? Nie dośc, że długi en-en to wciągający, cudny, idealny, świetny i genialny :D

    Pozdrawiam

    Smocza Strażniczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki image naszego Devonka to głównie zasługa Cross :) (oklaski :D)
      Cieszę się, że notka się podoba :)
      Ech... Napisałam następną, jeszcze dłuższą niż tą, ale jak ją czytam któryś raz z kolei, to mi się wydaje jakaś taka sucha... Muszę jeszcze "doprawić" ;)
      Pozdrawiam również :)
      Cillianna

      Usuń
  2. SUPER !!!
    Ciekawy wątek o Aresie :)

    OdpowiedzUsuń